sobota, 2 listopada 2013

Misia_del_Kurek

Napisałam 2 części z 3. Nie wiem, czy będę publikować. Jak ktoś chce przeczytać, to pisać, ale najprędzej znajdziecie mnie na twitterze, a jakby któraś nie miała, to na pocztę pisać śmiało! :)

turkusowe.spodnie@gmail.com

TWITTER

Trzymać się, Cukiereczki!
Może wrócę niebawem! (trzymajcie kciuki aby ze Słonecznikiem)

Misia_del_Kurek mi ryje banie cały dzień. I soundtrack z American Beauty.

czwartek, 17 października 2013

wtorek, 14 maja 2013

Dziś jest inaczej choć podobno też całkiem fajnie


Tak bardzo chciałabym wrócić, coś napisać, serio. Męczy mnie Słonecznik ale w takim sensie, że chcę go napisać, a on się nie chce. Tak po prostu. Brak czasu. Szkoła mnie wykańcza i to, co się dzieje wokół niej. Jeszcze miesiąc. Jeden zwykły miesiąc i może wrócę. Może nawet na Zgodę lub prześwit. Po prostu muszę mieć czas, muszę usiąść i trochę pomyśleć. Mam nadzieję, że nie zapomniałam, jak się to robi i przepraszam, że nie czytam już Waszych opowiadań, ale totalnie wyrwałam się z tego blogowego świata. Poważka.
Trzymajmy fason i jedziem dalej,
pozdrawiam cieplutko - Misiek.

ps. poleci mi ktoś jakieś piosenki?

Właśnie Ty.


środa, 20 marca 2013

Po co nam - kobietom mężczyzna? Trochę o męskiej psychice, czyli te głupsze przemyślenia Misi


NIE ODPOWIADAM ZA TO, CO JEST TU NAPISANE, CZYTACIE NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ, MOŻLIWE WYBUCHY ŚMIECHU....

   Mężczyzna.
   Kobieta.
   Mężczyźni mówią, że nie rozumieją kobiet.
   Kobiety mówią, że nie rozumieją mężczyzn.
   Paranoja.
   Mężczyzna nie wydaje się być jakoś bardzo skomplikowany, czyż nie? Otóż błąd. Oni są jeszcze bardziej wrażliwi, niż my - kobiety. Przynajmniej niektórzy z nich. Albo jeszcze inaczej : ci prawdziwi mężczyźni, nie chuje, co w kobietach widzą tylko fajną dupę i cycki. Według mnie facet nie musi być mega ładny. Musi po prostu mieć szacunek do samego siebie i do mnie. Nie chodzi mi tu teraz o faceta, w sensie, że swojej drugiej połówki, ale po prostu FACETA. Z takim można i porozmawiać, i pośmiać się, i wszystko z takim można.
    W jakiejś książce przeczytałam, że mężczyznom trudno mówić o swoich uczuciach. Prawda, prawda, prawda. Oni robią to bardzo...hm... okrężną drogą. Trochę podstępami, tutaj jakiś żarcik, tutaj "kissek". Często też planują wspólną przyszłość. Przykładowy tekst : "Zabiorę cię kiedyś tam...". My - kobiety - wolimy, gdy faceci mówią prosto z mostu o swoich uczuciach : "Kocham cię, zależy mi na tobie". My lubimy mieć jasną sytuację. To tak jeśli chodzi o ten stan "zakochania". Wtedy mężczyzna z reguły najbardziej nam "słodzi". Po prostu się stara i w jakiś sposób chce nam także zaimponować. Gdy już jest ten związek, wtedy facet się mniej stara, bo celem faceta jest przede wszystkim zdobyć! W tym największa frajda. Więc dziewczyny! Nie być łatwe, jak to mówią, cnie?
   Dziewczyny! Nawet nie wiecie jak łatwo urazić faceta. Serio. Oni mają swoją dumę i oczywiście będą się dąsać, ale nie okażą tego, tak jak np. my. My od razu w płacz, awantura i te sprawy. Oni ogólnie chyba mniej wszystko przeżywają.  Także na każdym kroku go chwalić, chwalić. No, może nie do przesady, ale gdy mu się coś uda, to oczywiście, że chwalić i słodzić.
    Przywiązują się bardziej. Prosty przykład : niedawno przeczytałam, że więcej mężczyzn popełnia samobójstwa z nieszczęśliwej miłości niż kobiety. Kobieta swoje przeżyje, popłacze i jej przejdzie. Ale jeśli kobieta była całym światem dla mężczyzny, to oni sobie bardzo źle radzą z rozstaniem. A czasem jak się zakochają, to na zabój. Taki Mickiewicz dla przykładu - wiecznie zakochany w tej Maryli. Wiersze jej pisał, ale niestety nic z tego nie było i skończyło się jak się skończyło. Poza tym kobieta zawsze może się wyżalić przyjaciółce, a ta jej doradzi; pójdą na zakupy, najedzą się lodów, a mężczyzna oczywiście poradzi się kumpla, ale... im trudno mówić o swoich uczuciach. Prędzej wygadają się kobiecie niż facetowi, bo ona go lepiej rozumie.
    Lubią czuć się potrzebni. O tak, zdecydowanie. Prosta sytuacja : idziecie na zakupy, niesiecie torbę, a jak facet zapyta, czy może pomóc, to się nie krępować. Oni po prostu lubią czuć, że kobieta jest od nich nieco "słabsza", bo przecież cechą kobiety jest przede wszystkim delikatność i łagodność.
    Mężczyźni są zazdrośni. O tak, bardzo ( no chyba, że ktoś ma totalnie wywalone, ale wtedy raczej nie jest to dobre). Jeszcze gorzej niż my, tylko tego nie okazują. Przynajmniej nam. Powie przyjacielowi, ale nam nie. Zazdrość jest dobra, bo wtedy wiemy, że nam zależy na tej osobie, albo tej osobie zależy na nas. Gorzej jak jest ona już nie do zniesienia. Z zazdrością też można przesadzić, a to już jest bardzo denerwujące. Mogą z tego wyjść nieprzyjemne sytuacje, np. tłumaczymy partnerowi, że ta osoba nic dla nas nie znaczy, a on nadal swoje. Wtedy można go już trochę podejrzewać o brak zaufania do nas. Tak samo jest oczywiście z przyjaciółmi. Nie dzieje się tak tylko w sferze miłości, ale i przyjaźni także.
    Więc po co nam mężczyzna? Każda by chciała mieć swojego, prawda? Więc po co?
    Ja odpowiem tak :  poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że ktoś cię kocha i ty go też. Bo odpowiedź, że można się wyżalić, byłaby zła. Wyżalić to się można przyjaciółce. Chłopakowi też, ale to nie jest niezbędne. Są rzeczy, które można robić z chłopakiem, a które z przyjaciółką. Kobiety potrzebują takiego... wsparcia i ciepła. Lubią być przytulane, całowane. A już w ogóle jakby facet był cały czas romantyczny i spontaniczny. Tak, tylko w filmach! Kiedyś moja przyjaciółka powiedziała mi, że facet to nie maszyna. Tutaj się z nią zgodzę. Prosty przykład : my - dziewczyny nie będziemy pierwsze pisać. Nie i koniec. To on jest facet, to on wszystko powinien robić; on pierwszy napisać; on pierwszy zaproponować jakieś spotkanie;on się ma ogólnie starać, a my nic. Księżniczki. No i teraz żeby nie było, że "hejtuję" siebie. W sumie to jeśli na początku pokażemy, że nam zależy, to i facet będzie śmielszy, a potem to już wpadnie jak śliwka w kompot. Trochę dystansu do siebie, więcej wiary i  DAMY RADĘ!
    A teraz inaczej : po co mężczyźnie kobieta? ,,Facet lubi czuć się potrzebny, więc jeżeli kobieta potrzebuje faceta, to jest dobrze. Facet lubi przytulać dziewczyny, ponieważ wtedy czuje kogoś koło siebie. No bo przecież kumpla nie przytuli, co najwyżej pójdzie z nim na piwo albo coś. " Nic dodać, nic ująć. Poza tym to przecież się nie znam na psychice męskiej.
    Ah, zapomniałabym! Jeśli już będziecie w tym związku, to podstawowa sprawa - nie olewać przyjaciół, bo wiecie - przyjaciółka będzie, a chłopak. OBY też był!!!
   Także tyle z głupszych przemyśleń Misi.
 
_______
jakie bzdury -__________-
nieważne
to tak z pozdrowieniami dla Pana K :*
nie wiem, kiedy coś dodam, kompletny dołek twórczy...


czwartek, 14 marca 2013

Pan M


And the sixth, is when you admit that you may fucked up a little

   - Spieprzyłem. 
   To słowo wypływa z jego ust swobodnie. Ale wzdycha zaraz po tym, gdy to mówi. I odwraca wzrok, i mam wrażenie, że to nie będzie miła rozmowa. Pan M bawi się palcami i nie pali się do dalszej wypowiedzi, a ja milczę. Od naszego ostatniego spotkania minęły cztery dni. Cztery dni, w których ja sama potrzebowałam psychologa. 
   No bo czy to normalne przespać się ze swoim pacjentem? No nie. A najgorsze było to jego milczenie. Po tym, co się stało, po prostu wyszedł. Nic nie powiedział. Nawet głupiego "zadzwonię". No w sumie po co miałby kłamać? Przecież nie zadzwonił. Napisał tylko sms'a, że wpadnie niedługo. Przyszedł właśnie dziś. Myślałam, że już się z tym uporał, że może coś. Ale na co ja głupia liczę? Na co? Na happy end? Love sucks. 
    - Wiesz, to moja wina. Nie twoja, przepraszam. Jesteś świetna, naprawdę. Ale...ale ja ją nadal kocham. Teraz to wiem. - Pan M zamyślił się na chwilkę. - Tak właściwie to wszystko było moją winą. Myślałem, że jest okej między nami, ale tak nie było. Zaniedbywałem ją ostatnio, nie miałem czasu. Praca. Ech. Przyszła do mnie wczoraj wieczorem. Wiesz, czemu odeszła? - Pokręciłam głową. - Bo po prostu nie chciała mnie obarczać swoimi problemami, nie chciała być dla mnie problemem, ciężarem. Z początku nie wiedziałem, o co jej chodzi, a potem mi powiedziała, że jest chora. Ma białaczkę. A ten facet, co go widziałem, to jej lekarz. Powiedział jej, że będzie zdrowa. Miałem mieszane uczucia. Nie wiedziałem, co powiedzieć, co zrobić. Przez dłuższą chwilę po prostu się zawiesiłem. A potem mocną ją do siebie przytuliłem i nie wypuszczałem przez kilka minut. - Pan M złapał moją dłoń. - Przepraszam cię.
    Próbowałam nie płakać. Zacisnęłam pięści i uśmiechnęłam się krzywo.
    - Jasne, jasne. Nie ma problemu.
    - Dziękuję ci za wszystko. Jesteś naprawdę niesamowita.
    Musnął ustami mój policzek i wyszedł, machając mi na pożegnanie.
    Tak właśnie kończy się przypadek Pana M - Pana Michała Kubiaka.

_____
 HA! NIE WINIARSKI, A KUBIAK! ALE WAS ZASKOCZYŁAM! HAHA! 

Koniec, taak. Dzięki Wam za wszystko! :)))
Możliwe, że wrócę, możliwe, że ze Słonecznikiem, zoobaczymy!
Póki co mnie raczej nie będzie, ale jak coś to będę informować, dlatego chętnych proszę o wpisywanie się do zakładki "informowani".
Chcę już ten piąteek! :3


Trzymać się :***


sobota, 9 marca 2013

Pan M

Fifth, you see them out with someone else 



   Kawa z Panem M to stanowczo zły pomysł. Chyba go polubiłam w taki sposób, w jaki nie powinnam. 
   Po tej kawie kontakt nam się jakoś urwał. On nie przychodził, bo, jak sam uznał, przeszło mu. Więc po co mu ja? No po nic. A ta kawa? A ta kawa to zwykłe podziękowanie. Na co ja głupia liczyłam?
   Po dwóch tygodniach ciężkiej męczarni wreszcie zapomniałam o nim, a on bezczelnie raczył przyjść. Znów. Myślałam, że go zabije na miejscu, ale jedyne, co zrobiłam to uśmiechnęłam się nieznacznie, zacisnęłam pięści i zaprosiłam go do środka. 
    Usiadłam i czekałam aż coś powie. Wydawał się być załamany. Znów. Cholera. 
    - Widziałem ją dwa dni temu. Z jakimś facetem. - Odwrócił głowę i zagryzł dolną wargę. 
    - Mhm... 
    - Wyglądali na szczęśliwych w sumie. Albo i nie? Rozmawiali. Byli w kawiarni tutaj niedaleko. On mówił, ona słuchała. Uśmiechała się, jakby powiedział jej jakąś super dobrą wiadomość. Ech. A jeśli tak będzie już zawsze? - Zmarszczyłam brwi. - Chodzi o to, że mi już przeszło. A potem ją zobaczyłem... I mi wróciło. I czy zawsze tak będzie, że tak to będę przeżywał? 
    Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Byłam w podobnej sytuacji. W trzech słowach - wszystko do dupy. 
    - Hej!, będzie tak, czy nie? - Pan M pstryknął mi palcami przed nosem. 
    - Nie wiem, nic już nie wiem. 
    - Jak to? - Pan M skrzywił się. 
    - Normalnie. Opowiedz coś jeszcze o nich. Chyba, że nie chcesz. 
    - Nie wiem. Ona wyglądała ślicznie. Jak zwykle zresztą. Ale jakoś schudła. I to bardzo. Bo ona w sumie nigdy nie była szczupła. Ale nie chodzi mi o to, że była gruba. Była taka akurat! A teraz schudła i to bardzo. Miała jakieś podkrążone oczy, takie może lekko czerwone. I  była bardzo blada. I miała włosy związane w koczek. Miała też taki brązowy, długi sweter, chyba nowy. Nie widziałem jej w nim jeszcze. A on? Wysoki brunet, ciemna karnacja, zarost, ale nie broda. Zarost, wiesz... taki męski. Ogólnie to nie znam się na męskiej urodzie, ale on chyba przystojny jest. I w garniaku, skubany. I taki nieco starszy. Myślę, że pod czterdziestkę podchodził, ale wyglądał na trzydzieści coś... Cholera. 
    Westchnęłam. 
    - Życie, Panie M, życie. 
    - Dziwka - rzucił sucho.
    - Słucham? 
    - Chodziło mi o to, że życie to dziwka... - Pan M poczuł się jakoś dziwnie zmieszany. 
    - Wiesz co? W sumie to ja też mogę być dziwką. - Wpiłam się w jego malinowe usta. A z każdą sekundą czułam coraz większe podniecenie, a on nie protestował. Cholera. 

_____
Tak dobrze jeszcze nie było! ;)
Trzymać się, Słoneczka! 

wtorek, 5 marca 2013

Pan M

And fourth, you're gonna think that you fixed yourself 

    Nie było go trzy tygodnie. Po tygodniu zwątpiłam, że w ogóle jeszcze przyjdzie. Ale zrobił to w pewien poranek pod koniec lutego. Dzień wcześniej napisał sms'a, że wpadnie, a ja nie mogłam usnąć. Bałam się, że jest z nim jeszcze gorzej, że totalnie się stoczył. Nie mogłam się na niczym skupić. W głowie miałam tylko Pana M i myślałam tylko o tym, co u niego. 
   Przyszedł. Zdjął kurtkę, usiadł i westchnął. 
   W sumie nie wyglądał źle. Ostatnio, gdy go widziałam, miał zapadnięte policzki, wory pod oczami i kilkudniowy zarost. A teraz naprawdę nie było źle. Nabrał kolorów, może nawet ciut przytył. 
    - Chyba mi lepiej, wiesz? - Uśmiechnął się delikatnie.
    - Cieszę się. 
    - Musiałem odreagować. Byłem w Dubaju. Trochę poukładałem swoje życie i wróciłem. I jest lepiej. - Znów się uśmiechnął. - Po naszym ostatnim spotkaniu postanowiłem zobaczyć się z nią. Zawalczyć. Oczywiście nie odbierała ode mnie telefonu, tego mogłem się domyślić. Pojechałem do jej siostry. Okazało się, że jest u niej. No ale nie porozmawialiśmy, bo jedyne, co usłyszałem, było : " Nie chcę go widzieć". I najlepsze jest to, że ja w sumie nie wiem, co źle zrobiłem, ale mniejsza. Nie to nie. Mam dość narzucania się jej i w ogóle, no. Poleciałem nikomu nic nie mówiąc. Ah, nie. Napisałem mamie sms'a, że mnie nie będzie przez dwa tygodnie i ma się nie martwić. Dzwoniła, ale nie odbierałem. Po trzech dniach dała sobie spokój. No i tam sobie tak żyłem, co nie? Mam nawet tatuaż, o, mogę ci pokazać. - Pan M wstał i podniósł do góry swoją koszulkę. Gdzieś od ud ciągnął się tatuaż aż do samego ramienia. - Mam jeszcze jeden, ale to taki mały i w sumie mniejsza z tym. Byłem u wróżki. Przepowiedziała mi, że będę miał trójkę dzieci, moja kobieta umrze młodo, po urodzeniu trzeciego dziecka, a ja już na zawsze będę nieszczęśliwy. Ale będę bogaty i super przystojny, więc w sumie spoko. Potem dziwki, dziwki, alkohol, papierosy, dziwki, papierosy, dziwki, alkohol. W życiu nie zaliczyłem tylu dziwek! Potem coś paliłem z jakimś murzynem, ale nie pamiętam, co. Dziwne uczucie. Potem znów kilka drinków i takie tam. W sumie dobrze się bawiłem. Szkoda, że to już się skończyło, ale czas wrócić do pracy i normalnego życia. 
    - To dobrze, że już ci lepiej. Teraz będzie z górki, zobaczysz. 
    - Świat jest piękny, chodź na kawę!
    - Mam pacjentów. 
    - Olej. Świat jest zbyt piękny na to. Chodźmy na kawę!
______
Ludzie, dajcie piątek.

wtorek, 26 lutego 2013

Pan M


And the third, Is when your world splits down the middle

   Pan M znów do mnie zawitał. Tym razem wysłał mi sms'a, że wpadnie dziś po południu, a ja miałam akurat dziś po południu jechać do rodziców. Chyba jednak bardziej wolę przemyślenia Pana M niż wizytę u rodziców. 
    Tym razem wszystko zrobił machinalnie. Wszedł, zdjął kurtkę, powiesił ją na wieszaku, wygodnie usiadł w fotelu i patrzył się w moje oczy. 
    - Cześć. 
    - Cześć. 
    I znów milczał, a ja wiedziałam, że nie jest lepiej. 
    - Mój świat złamał się na pół. Nic nie mam. 
    - To znaczy? 
    Zaśmiał się głośno. 
    - Koledzy z początku mnie pocieszali i w ogóle...Rozumieli, co nie? A teraz mają mnie dość. Powiedzieli, że albo jestem facet z jajami albo cipka. I chyba jestem jednak cipką. Przyjaciół straciłem. No chyba, że się ogarnę i może im przejdzie. W pracy. Hm. Powiedzmy, że dostałem taki przymuszony urlop. Szef w sumie rozumie, ale też go to denerwuje, bo jak to on powiedział : "Każdy ma jakieś tam kłopoty, ale ty jesteś w ogóle jakiś przewrażliwiony, Panie M.". Rodzice wiedzą, domyślili się. Mama przyjechała, posprzątała, trochę ugotowała i powiedziała to samo, co ty; że minie, że będzie inna, że świat się na tym nie kończy i tak dalej... W sumie to się wkurzyłem i kazałem jej wyjść. Pojebany jestem, co nie? 
    Milczałam, bo rzeczywiście - był pojebany. 
    - Widziałeś się z nią? 
    - Z mamą?
    - Nie... Z Nią. 
    - Nie. Chyba to lepiej. Nie wiem, co bym zrobił. Może wpadłbym w szał i... i sam nie wiem. A może chciałbym, żeby wróciła? Śmieszne w sumie. Tęsknię za nią, ale chyba nie chcę jej widzieć, bo wiem, że to już nie ma sensu. 
    - A może ona działała pod wpływem jakiegoś impulsu? A może teraz żałuje? Czemu nie próbowałeś? Przekreśliłeś wszystko. Ot tak! - pstryknęłam palcami i oparłam się o zagłówek fotela. 
    - Mówisz? Powinienem spróbować? 
    - Nie wiem, Panie M. To już tylko i wyłącznie twoja decyzja. Próbować warto, ja nie wiem jakie konsekwencje będą. Możecie do siebie wrócić, a jeśli nie, to chociaż może się dowiesz, czemu cię zostawiła, co? 
    - Tak! W sumie to dobry pomysł! Dziękuję! - Pan M cmoknął mnie w policzek i poszedł. 

___
Dziś Pan M wpadł na krótko.
Kubuś mówi, że wyszło fajnie. A taam. ♥


środa, 20 lutego 2013

Pan M



What's gonna kill you is the second part


   Pana M nie było tydzień. On nie dzwonił, ja tym bardziej. Myślałam, że już się z tym uporał, dlatego nie przychodzi. Pod koniec tygodnia to już nawet zapomniałam o Panu M. 
    Ale znów przeszły mnie ciarki, kiedy usłyszałam jego niski głos za drzwiami mojego pokoju. 
    - Ależ, proszę pana! Pan nie jest umówiony! - krzyczała sekretarka, trzymając go za skrawek koszuli. 
    - Ja? Ja jestem! - odburknął i wtedy lekko zdrętwiał na mój widok. A może znów przeszyła go fala gorąca? - Przepraszam. 
    - Spokojnie, ten pan jest umówiony - mruknęłam pod nosem i weszłam z powrotem do pokoju. Pan M poszedł za mną. 
    Nie był już spięty, wręcz przeciwnie. Był zdenerwowany i może lekko załamany. Usiadł na fotelu i ciężko oddychał. Patrzyłam na niego z przymrużonymi oczyma, usta wygięłam w lekki dzióbek i czekałam. 
   - Ja pierdole - rzucił i zagryzł dolną wargę. Zaśmiał się głośno. - To mnie zabija, wiesz? 
   Milczałam, choć Pan M oczekiwał ode mnie odpowiedzi. Chociażby głupiego "wiem". 
   - Jej fotografie...filmy...ręcznie robione wazony. 
   - Jeśli uważasz, że to już jest ta pora, spal to wszystko, wyrzuć. 
   - Próbowałem. Próbowałem nie raz, ale zawsze kończyło się na kilku łzach, piwach i wspomnieniach. Sam nie wiem, czemu to tak na mnie działa. Powinienem zapomnieć, ale przez te kilkanaście dni nie udaje mi się to. A może powinienem się wyprowadzić? Albo zmienić mieszkanie...Tam wszystko mi się z nią kojarzy. Dwa dni temu nawet chciałem się zabić. Ale byłem zbyt pijany i nie umiałem otworzyć okna - zaśmiał się. - Głupie, co nie? Przecież to tylko złamane serce. To tylko kobieta. One wszystkie są takie same! - Wyprostowałam się. - Ale kobiety są niesamowite. Potrafią omamić człowieka, że traci dla nich głowę. Zakochanie, pf! A na co to komu? Same straty! Teraz to już nawet kumple mają mnie dość. Stałem się totalnym "no life", jak to mówią. Od rodziców nie odbieram telefonu, mam zaległe rachunki do zapłacenia, a w domu mam totalny burdel. Brakuje jeszcze półnagich dziwek. Czy to normalne? Powiedz mi. 
    Znów milczałam, a Pan M patrzył na mnie ze złością. Jakby to była moja wina, choć on raczej obwiniał wszystkie kobiety. Zarzucał im gwałt na emocjach, bo jego miłość go zostawiła. 
    To go rzeczywiście zabijało. 
   - Ile jeszcze będę cierpieć?! Ile?! Już nie chcę, już mnie to męczy...Nie chcę się zakochać. Już nigdy! 
   - Po jednym nieudanym związku przekreślasz całe swoje szczęście? Ona po prostu nie była ci pisana. A może inna będzie? Świat nie kończy się na jednej miłości. Oczywiście, to bardzo piękne i romantyczne, gdy tak jest, no ale z reguły nigdy nie jesteśmy do końca z naszą pierwszą miłością. 
    - A może ja już nie umiem być szczęśliwy? 
    - Nie mów tak. A jeśli tak mówisz, to może po prostu nie chcesz być szczęśliwy? Jesteś załamany, to normalne po rozstaniu. Wiesz ile osób do mnie przychodzi właśnie z takimi problemami? Całe mnóstwo! Musisz swoje przeboleć. 
    - Ale ile to jeszcze potrwa, ile?! 
    - Aż spotkasz kogoś, Panie M. 
    - A jeśli nie spotkam? A jeśli z nikim innym nie będę tak szczęśliwy jak z nią? Mam być z kimś na siłę? 
    - Nie. To absurd. - Zamyśliłam się przez chwilę i skupiłam swój wzrok w pustej, bordowej ścianie. 
    - Ale piwo nie jest absurdem. Piwo jest dobre. Przynajmniej sprawia, że zapominam. Dzięki za rozmowę. Może jeszcze wpadnę. Wpadnę, gdy mój świat złamie się na pół, okej?
    - Ale..
    Nie zdążyłam. Pan M wyszedł, a ja już nie kontrolowałam tego przypadku. 

___________

Co ja tam mogę napisać, Słoneczka? Ferie się kończą, dupnie troszkę, cnie? 


czwartek, 14 lutego 2013

Pan M

First, you think the worst is a broken heart
  

   Zapukał.
   Przeszły mnie ciarki.
   - Proszę.
   Drzwi lekko się uchyliły, a po chwili zobaczyłam w nich wysoką postać z lekko przestraszonymi oczami, choć reszta jego twarzy zdawała się zgrywać pozory twardego.
   - Chyba pomyliłem pokoje... - powiedział lekko zażenowany. Chyba zaczął się rumienić, albo po prostu przeszyła go fala gorąca, bo stał blisko grzejników w grubej kurtce.
   - Zostawiła pana, Panie M - stwierdziłam i uśmiechnęłam się, gdy jego dłoń kurczowo trzymała klamkę. Nie nacisnął jej i nie wyszedł. - Siadaj.
   Był spięty, bardzo spięty. Usiadł na fotelu obok mnie, patrząc się w podłogę bądź pustą ścianę, nerwowo potrząsając nogami. Na czole pojawiły się krople potu, ale on nic sobie z tego nie robił.
   - Może pan zdjąć kurtkę. Myślę, że nasz rozmowa potrwa trochę dłużej, niż pan myśli.
   Pan M zdjął kurtkę, powiesił ją na wieszaku i znów wrócił na miejsce na fotelu.
    - Nigdy nie myślałem, że będę u psychologa, serio - wydusił w końcu z siebie, ale nadal był spięty.
    - Kiedyś musiał być ten pierwszy raz. A poza tym, to normalnie. Psycholog też dla ludzi.
    Nie odpowiedział. Bawił się opuszkami palców, a ja po raz pierwszy bałam się zacząć rozmowy, bo miałam wrażenie, że Pan M zaraz się rozpłacze jak małe dziecko.
    - Może to za wcześnie? - spytałam, poprawiając okulary.
    - Nie, chyba nie. Z resztą nie wiem. Nie znam się.
    - Może najpierw mi opowiesz o waszej znajomości?
    Pan M wziął głęboki wdech.
    - Poznaliśmy się bardzo dawno temu. Jeszcze w liceum. Z początku traktowałem ją jak zwykłą koleżankę z równoległej klasy. Dopiero potem jakoś zaczęło się to zmieniać. W końcu zagadałem, zaprosiłem ją na kawę i puf! zakochałem się na zabój.Pamiętam, że miała piękne, gęste, kasztanowe włosy. Uwielbiałem je dotykać. A jak się spotkaliśmy, to pamiętam, że miała taką białą sukienkę, bo to wtedy czerwiec był. I miała okulary i gdy się spotkaliśmy, to pamiętam, że powiedziała takie zdanie : "Cześć, stresuję się, a ty?". A ja byłem jeszcze bardziej zestresowany od niej, ale cholernie mi zależało. Nadal mi chyba zależy. Potem ją odprowadziłem pod dom. Miała piękny ogród. Była ławka i nad tą ławką było winogrono. Piękne i gęste. Zawsze tam siadaliśmy i tam ją pierwszy raz pocałowałem. Pamiętam do dziś każdy szczegół. Pamiętam, że akurat niedaleko przejeżdżała czerwona Syrenka. I słońce świeciło. I było jakoś kilka minut po siedemnastej. I piliśmy kompot wiśniowy jej mamy, a potem leżeliśmy w trawie i patrzyliśmy na chmury. A teraz? Teraz nawet psa mi nie zostawiła! Zajmowałem się nią najlepiej jak tylko mogłem. Nie podała mi nawet powodu, dla którego odeszła. Może to w sumie moja wina? Sam już nie wiem. Ona była moim światem. Wie pani, co? Wcześniej myślałem, że zniosę wszystko. Byleby ona przy mnie była. A teraz najgorsze mnie spotkało, bo najgorsze to właśnie złamane serce.
    - Chyba za bardzo dramatyzujesz. Złamane serce to poważna sprawa, ale na tym świat się nie kończy.
    - Nie rozumiesz.
    Nawet nie wiem, kiedy przeszliśmy na Ty.
    - Czego?
    - Bo dla mnie teraz wszystko się skończyło. Wspólne śniadania, obiady, kolacje. Już nigdy nie usłyszę jej śmiechu, nie zobaczę łzy i nigdy nie dotknę. Zostały mi tylko nagrania i fotografie, które pewnie spalę. I tak naprawdę nie wiem, czy to moja wina, czy jej. Nic już nie ma.
    - Musisz mieć zajęcie. Musisz zrobić krok w przód, nie stój w miejscu.
    - Została mi tylko praca, która coraz mniej mnie fascynuje. - Pan M spuścił głowę. - Będę się zbierał, wpadnę może niedługo. No chyba, że zapiję się w trupa.
     Pożegnałam go wzrokiem.
     Tak, Panie M, teraz pan będzie przechodził przez 6 stopni rozstania. 

__
Wita Was Pan M, który póki co będzie anonimowy i być może niedokończony, ale coś jest, więc jest mój mały sukces. Trzymać się, Słoneczka :*

Happy Valentine's Day!!!

czwartek, 7 lutego 2013

Piękni ludzie


   - Dzień dobry.
   Był to głos męski. Niski, powodujący ciarki na plecach. Głos, który wie, czego chce i wie, co mówi. Taki głos musi mieć tylko jakiś niesamowity mężczyzna. Nie chodzi mi tutaj o wygląd zewnętrzny, bo taki jest najmniej ważny. No ale ważny jest, bo przecież każdy najpierw patrzy na wygląd, czy chce czy nie. Od razu możemy stwierdzić : o, ten to musi być fajny, bo nosi Vansy, Nike albo inne stylówki. Albo ma dłuższą grzywkę i tak się mu fajnie układa. No ten to musi być naprawdę zajebisty.
   Ale mi chodzi o wygląd wewnętrzny. Nie o wątrobę, która u większości z was jest jaka jest, ale o duszę i sumienie. Możecie sobie mówić, że istnieją bądź nie. Ale nie zaprzeczycie, że każdy ma charakter. Taki, czy inny, ale zawsze ma, prawda? Piękni ludzie z pięknym wnętrzem mają po prostu szacunek do innych. Nie zważają na to, czy ich lubią, czy nie. To w tych ludziach jest takie cudowne - że kochają mimo wszystko; że opiekują się sobą nawzajem; że są. Po prostu są i, że umieją kochać, a to naprawdę trudne. Być kochanym to nie sztuka, ale kochać, to już coś. Możecie sobie mówić, a ja to kocham takiego jednego/taką jedną. Kochacie, doprawdy? A rozmawiacie o wszystkim? A możesz na nim/niej polegać? A on/ona może na tobie? A ile razy dziennie rozmawiacie? A zwierzacie się sobie nawzajem? A wy w ogóle rozmawiacie? A czy on/ona wie o twoim istnieniu? Miłość, łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Miłość to bardzo złożony proces i przychodzi z czasem. Nie można powiedzieć: "Widziałam dziś zajebistą dupę i spojrzał się na mnie, a potem jeszcze raz go spotkałam! To musi być miłość!" Hola, hola, jaka miłość? Zauroczenie, to zrozumiem, ale miłość? Śmieszne jest to, w jaki sposób ludzie traktują miłość.
    Zgubiłam się w temacie. O czym ja pisałam? Ah, tak! Piękni ludzie...
   Nie muszą być ładni, chudzi i idealni. Nikt nie jest idealny. Można stać się idealnym dla ukochanego. Można być idealnym w jego oczach, w swoich nigdy, no chyba, że wpadniemy w samozachwyt. Wtedy jest gorzej. A ten mężczyzna był niesamowity pod każdym względem.
   - Bo wie pani, ja to właściwie powinienem być w pracy, a ona uparta i do lekarza nie chce iść i tak właśnie szybko przybiegłem, bo ona tam leży i umiera, bo tak się źle czuje. - Nachyla się jeszcze bardziej do okienka w aptece, a inni nadsłuchują.
   - A co jej jest? - odpowiada miła, starsza pani z ciepłym uśmiechem na twarzy, ciesząc się chyba, że są jeszcze tacy faceci.
   - No przeziębiła się. A wie pani, ja to jej mówiłem, żeby nie wychodziła dziś z Bobkiem, ale ona nie! Ona musi z nim wyjść. A Bobek, proszę pani, to taki nasz piesek. Taki malutki, włochaty i puchaty i ona to go tak kocha! A co jej jest? No to standardowo...Katar, kaszel, gorączka, ból gardła, głowa ją boli i plecy. I jest mi tak bardzo jej żal, ah! Proszę pani...
   Aptekarka dała mu cały stos leków i syropów, ale dodał, że syropy muszą być jakieś dobre, bo gorzkich, to ona nie wypije. A ludzie w aptece dziwili się, oh, dziwili. Bo jak to możliwe, że taki piękny mężczyzna jest z taką upartą i zrzędliwą kobietą? No co on w niej widzi?
   Widzi w niej cząstkę siebie. Kocha ją.
   I wrócił szybko do domu, przebijając się przez śnieg. Wpadł jak huragan, szybko zaczął szykować leki, herbatę, syropy, a co zrobiła ona? Ona do niego podeszła, choć zabronił jej wychodzić z łóżka. Wściekł się, ale nie bił jej, ani nie krzyczał. To była taka przyjemna złość. Pocałował ją w czółko i kazał natychmiast wracać do łóżka, ale ona tylko pokręciła głową.
   - Bo wiesz, to już jest koniec. Wyprowadzam się. Ah, biorę też Bobka.
   I tak właśnie kończy się ta bezwarunkowa miłość, która ich łączyła od kilku lat. To był koniec, dla niej definitywny, a dla niego to był koniec świata., bo to przecież ona była jego światem, a teraz ją stracił.

_____
Pojedyncze, krótkie opowiadanko, albo wstęp do czegoś dłuższego. Zobaczymy :)


środa, 30 stycznia 2013

Siiiiiiiiix

Więc tak. Słonecznik mam gdzieś napisany. Jakieś 2-3 rozdziały. Coś tam jest, ale póki co nie mam na niego weny. Jakoś ostatnio jestem totalnie rozchwiana emocjonalnie i mam pomysł na takie coś smutnego, a że nie potrafię, nie mogę (?) napisać nic na zgodę i prześwit, więc może coś tutaj będzie. Tylko teraz pytanie do Was : o kim chcecie to opowiadanie?
A o Słonecznika się nie martwcie, będzie, musi!
Jak coś piszcie tutaj : 45090240.
Trzymać się, Słoneczka!
Wasz Misiek :*


piątek, 11 stycznia 2013

sobota, 5 stycznia 2013

Słonecznik : After the wedding


Część pierwsza


Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystko pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje, [nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy.Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe.
*
   Promienie słońca leniwie wpadły do sypialni przez błękitną zasłonę, drażniąc tym samym oczy Natalki. Spojrzała na zegarek. Za pięć dziewiąta. Przekręciła się na drugi bok i westchnęła głośno. Spojrzała na śpiącego Krzysia. Dotknęła jego włosów i policzka, uśmiechając się szeroko. Po kilku chwilach wstała, założyła na siebie cienki szlafrok i zeszła na dół. Wstawiła wodę na herbatę, wyjęła przeróżne witaminy, włożyła chleb do tostera, wyjęła kubki, wsypała do jednego z nich dwie łyżeczki kawy, a do dwóch pozostałych torebkę herbat. Jedną zwykłą, a drugą karmelową. Z lodówki wyjęła masło, ser, dżem i wędlinę, a z górnej szafki Nutellę. Nagle poczuła, że ktoś obejmuje ją w pasie. 
   - Kawa i tosty - mruknął Krzyś, drażniąc policzek Natalii swoim zarostem. 
   - Kiedy wyjeżdżasz? 
   - Jutro rano... 
   Natka spuściła głowę i oparła ją o tors Krzysia. 
   - Ale, kochanie, tylko na cztery dni, tylko! I wrócę, obiecuję! 
   - Ta, wrócisz, chyba do Spały! Myślisz, że tak szybko wyrwiesz się do Rzeszowa? No a potem kolejne mecze i kolejne, aż w końcu nie zobaczysz, kiedy urodzi się twoje dziecko! - wybuchnęła głośnym płaczem i znów wtuliła się w Krzysia. 
    - Jak wrócę, to wykupię wszystkie słoneczniki! Zobaczysz! Cały dom będzie w słonecznikach! 
    - Pewnie, może nasze dziecko też się urodzi w słonecznikach?! - prychnęła Natalia i oderwała się od Krzyśka, bo zagotowała się woda i wyskoczyły tosty. 
    - Oj, Natka, Natka... - Krzyś pocałował ją w szyję i usiadł przy stole. 
    Po chwili zeszła Figa, zwabiona zapachem karmelowej herbaty. 
    - Oho - mruknął Krzyś - trzeba szybciej jeść, bo zaraz nic nie będzie! 
    - Zamknij się, padam na ryj. - Figa wyjęła dwie łyżeczki i przyłożyła je sobie do oczu. 
    - No, ciekawe po czym. Pewnie przez te wakacje, są takie męczące! - powiedziała Natalia z drobną nutą  sarkazmu. - Ah, no zapomniałam, że wczoraj wróciłaś do domu o trzeciej. Jak nie później. - Natalia uniósła brew do góry. 
    Figa wywróciła oczami. 
    - Byłam z Maćkiem. Mówiłam mu, że muszę być na dwudziestą drugą, ale no wiesz, zeszło się... I pretensje możesz mieć tylko do niego! 
    Krzysiek zaśmiał się cicho i upił łyk kawy. 
    - Figa, ale wiesz, jak ja wyjadę, to koniec z takimi wypadami, bo musisz się mamą zająć. Muszę jeszcze pogadać na ten temat z Maćkiem - powiedział już całkiem poważnie Krzyś. 
    - No pewnie, na pewno w drugim miesiącu urodzi, na pewno... - Figa pokręciła głową. 
    - Oj, Krzysiek, ciąża to nie choroba... - wtrąciła Natka. 
    - Ale w jakiś zakupach, czy coś. Nie możesz przecież dźwigać! 
    - A, no tak. To rzeczywiście, Figa, zostajesz - odparła wyraźnie ucieszona Natalia, która mocno poklepała Figę po plecach. 
    - Aha. A dziś mogę gdzieś wyjść? - spytała obojętnie, siadając przy stole.
    Natalia i Krzyś spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami. 
    - No wiesz, jeśli Krzysiek nie ma nic przeciwko...
    - Ja nie mam nic przeciwko, jeśli twoja mama nie ma nic przeciwko...
    Natalia uśmiechnęła się od ucha do ucha i soczyście pocałowała Krzysia w usta. 
    - O, Jezu... - Figa odwróciła się. 
    - Oho, bo ty tak z Maćkiem nie robisz! - prychnął Krzysiek i znów pocałował Natalię w usta. 
    Figa pokręciła głową i ugryzła tost. Natka i Krzysiek zaczęli rozmawiać o jego wyjeździe, o tym, że szybko nie wróci, że będą tęsknić, na co Figa rzuciła, że rzyga powoli tęczą. 
   Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Krzysiek spojrzał na zegarek. Była dopiero dziewiąta. 
   - Kto przychodzi o tej godzinie? - powiedział z nutą złości.
   - Um... To do mnie! - krzyknęła Figa, przeżuwając coraz szybciej kawałek tosta. 
   - No racja. Przecież ona wcześniej by nie wstała. A jeszcze biorąc pod uwagę fakt, że przyszła o trzeciej... - szepnęła Natalia w stronę Krzysia, ale i tak, by słyszała to Figa, która tylko wywróciła oczami. 
   - Pewnie Maciek i znów gdzieś pójdą - dodał Krzysiek, kręcąc głową. - A potem to już zupełnie wylecą z gniazdka i zostaniemy tutaj sami z takim maluszkiem i tylko z nim. Ah... Ciekawe, czy na starość będzie się nami zajmować... 
   - No nawet dnia nie możecie wytrzymać bez nabijania się ze mnie, tak? - jęknęła Figa bezsilnie i poszła otworzyć drzwi. 
   - Cześć! - krzyknął Maciek i soczyście cmoknął ją w usta. 
   - Ha! A zapierała się, że tak nie robią! - wyrwał się Krzysiek, prawie krztusząc się kawą. 
   Natalia oczywiście go poparła, a Maciek stał z niewyraźną miną. 
   - Chodź, Maciuś, siadaj! Zrobię ci herbatkę - zaproponowała Natalia, a raczej rozkazała, bo spojrzała się tak, że Maciej nie mógł jej odmówić. 
   - Mamo, no... - jęczała Figa, zakrywając sobie oczy prawą dłonią. 
   Natalia za każdym razem, kiedy przychodził do nich Maciek, robiła mu herbatkę, dawała ciasteczka bądź inne smakołyki i wypytywała o to i tamto. Krzysiek jeszcze mocniej naciskał, a Figa była zupełnie bezradna, bo Natalia groziła jej tygodniowym szlabanem na wychodzenie z domu, co w jej przypadku byłoby katastrofą. Wtedy już cały dzień musiałaby słuchać marudzeń matki, że chce to, czy tamto, a Krzysiek jeździ po te wszystkie rzeczy do sklepu. Potem masuje jej stopy, upewnia się, że Natalia regularnie chodzi do lekarza, nie przemęcza się i bierze wszystkie witaminy. Oczywiście w międzyczasie słodzą sobie, czasem się pokłócą, ale najczęściej chodzi o to, że Krzysiek jest za bardzo opiekuńczy, na co ten odpowiada, że to normalne, że to jego pierwsze dziecko i on jeszcze chyba się z tym nie oswoił. Natalia mówi, że musi się szybciej oswajać, a jeśli się nie oswoi, to ona się boi, co będzie, jak to dziecko się urodzi.
    - No, Maciek, gdzie wczoraj byliście? - spytała Natalia, opierając łokcie o stół. 
    - Yyy... No tu i tam. Wie ciocia... - Maciek uśmiechnął się blado, kątem oka patrząc na Figę, która kręciła głową, na znak, że ma nic im nie mówić. 
    - Ty, Figa, leć się ubierz - rzucił Krzysiek. - Nie ładnie tak w samej piżamie siedzieć!
    - Bo wy wcale nie jesteście w piżamie, a ty, Krzysiu, to w ogóle nie siedzisz w samych bokserkach - odparła spokojnie Figa i oparła się o krzesło. 
    - No a co dziś zamierzacie robić? - wypytywała dalej Natalka. 
    - Jeszcze nie wiemy - powiedziała Figa. 
    - Ciebie nie pytałam, tylko Maćka. Ty idź się ubierz, albo zajmij się jedzeniem. Przynajmniej jadaczka ci się zamknie. 
    - A co ogólnie planujecie na wakacje? 
    - W jakim sensie? 
    - No... Czy chcecie gdzieś jechać pod namiot gdzieś koło Rzeszowa, albo nad rzekę, no wiesz! 
    - A to Figa nic wam nie mówiła? - zdziwił się Maciek i spojrzał na Figę, która schowała twarz w dłoniach. 
    - A, przepraszam, o czym? - Natalia nagle spoważniała. 
    - Czyli nie mówiła, no ale teraz to pewnie ciocia nie odpuści, więc... Chcieliśmy pojechać nad morze. Figa mówiła, że z wami pogada, ale najwyraźniej zapomniała, tak? - powiedział spokojnie Maciek. 
    - Nad morze? - wyszeptała Natalka i oparła głowę o ramię Krzysia. 
    - Nie jesteście troszkę za młodzi na wyjazd nad morze? Samemu! - Krzysiek próbował uratować sytuację. - Albo razem pojedziemy. Jak wrócę, to potem mam w sierpniu tydzień wolnego, co wy na to? 
    - Mówiłam, że się nie zgodzą... - mruknęła sucho Figa, patrząc na Maćka. - A ty swoje. 
    - Ale, wujek, przecież nic się nie stanie. Ja jestem już pełnoletni, a Figa też już skończyła szesnaście lat. Daj spokój, wszystko będzie dobrze. 
    - No a jak zamierzacie tam dotrzeć? 
    - No są chyba pociągi, co nie? - powiedziała Figa z nutą sarkazmu. 
    - Faustyna, ty się odzywaj, jak należy, a nie, już jakieś fochy strzelasz - powiedziała coraz bardziej zdenerwowana Natalia, przez co Krzysiek już też zaczął się bać, że może zasłabnie, albo, nie daj Boże, poroni. 
    - Uspokój się - szepnął Maciek do Figi. - Ja to załatwię.
    - No dobrze, przepraszam. Ale mamo, przecież ty i tak mnie nie puścisz. - Figa wyraźnie posmutniała.
    - Ja się o was boję, rozumiesz? 
    - No, a kiedy miałby być ten wyjazd? - spytał Krzysiek, który jeszcze jako tako, nie był do końca przeciwko. 
    - Koniec lipca, początek sierpnia - powiedział Maciek. 
    - No dobra, zobaczymy jak to będzie. Lećcie już, bo znów z czymś wyjedziecie...! - zarządził Krzysiek i gestem dłoni kazał im iść na górę. 
    Figa złapała Maćka za koszulę i pociągnęła go za sobą. Natalia cały czas wachlowała się kawałkiem gazety, a Krzysiek mówił, żeby się uspokoiła, bo to źle robi dziecku. Natalia oczywiście zmroziła go wzrokiem i podeszła do okna, by się przewietrzyć. 
    Maciek z Figą wyszli z domu po jakiś piętnastu minutach. Krzysiek zaczął sprzątać po śniadaniu, kazał Natce się położyć i leżeć cały dzień. Oczywiście Natalia ostro zaprotestowała, przez co Krzysiek zgodził się na krótki spacer po parku. Oczywiście cały czas rozmawiali o dziecku, lecz tym razem rozmawiali o imieniu dla niego. Albo niej. Jeśli byłby to on, to miałby na imię Michał, a jeśli dziewczynka to Julka. Ewentualnie Zosia. Tak oczywiście wymyślił Krzyś. Natka nie miała na ten temat zdania, bo według niej, było za wcześnie na planowanie imienia dla dziecka.  
    - Boję się, co będzie, jak wyjadę - powiedział smutno Krzysiek, przytulając do siebie Natalkę. 
    - Spokojnie, będzie Figa. Poza tym jestem w drugim miesiącu. 
    - O! - krzyknął Krzysiek. - Mam pomysł. Zadzwonię do mamy. Ona chętnie tu przyjedzie i się tobą zajmie. 
    - Krzysiek, nie wiem, czy to będzie dobry pomysł. Twoja mama ma dużo pracy i w ogóle... 
    - Daj spokój! - Krzysiek machnął ręką. - Zrobię herbaty, napijesz się? 
    - Chętnie. A tak swoją drogą to jestem ciekawa, o której dziś wróci Figa. Już siedemnasta...
    - Pewnie znów koło trzeciej. Takie uroki życia nastolatków. 
    Nagle do domu wpadła Figa. Nic nie powiedziała, nawet butów nie zdjęła. Szybko pobiegła na górę, trzaskając wszystkimi drzwiami. 
    - Twoja kolej - burknęła Natalia. 
    - Jak to?! Przecież ja z nią gadałem, jak Maciek niby zaczął podrywać inną... 
    - Brawo, Sherlocku, ale po tym pokłóciła się z Filipem. 
    Krzysiek przewrócił oczami, zalał kubek z torebką herbaty, wyjął z szafki czekoladę i poszedł  na górę. Zapukał do drzwi i poczekał na suche "proszę" Figi. 
    - Cześć, mam czekoladę, mogę wejść? - spytał niepewnie, uchylając drzwi dosłownie na kilka centymetrów. 
    Nie odpowiedziała. Krzysiek wziął głęboki wdech i powoli przekroczył próg.
    - To co tam słychać? - spytał z krzywym uśmiechem, siadając obok niej na łóżku. 
    - Nic - odparła obojętnie. 
    - A jak z Filipem, okej?
    - Okej.
    - A z Maćkiem? 
    Figa zagryzła wargę i odwróciła wzrok. Sięgnęła po czekoladę i ułamała sobie kawałek. 
    - Czyli Maciek. Co znów zrobił? 
    - Nic, jest dupkiem! - warknęła, marszcząc czoło. - Krzysiek, dzięki za chęci, ale...
    - Daj spokój, ja mam swoje sposoby na Macieja.  
    - Ale ja nie chce mieć z tym dupkiem nic wspólnego! - krzyknęła, wymachując rękami. 
    Krzysiek aż podskoczył i powoli usunął się z pokoju Figi, by ta mu jeszcze krzywdy nie zrobiła. 
    - No i? - spytała Natalia, odrywając się od gazety. 
    - Maciek. 
    - A coś więcej? 
    - Jest dupkiem.
    - Czyli norma. 
    Krzysiek kiwnął głową i usiadł obok Natalki. Spędzili tak resztę wieczoru, wtuleni w siebie. Chcieli się sobą nacieszyć, całą swoją trójką. Spokojny wieczór przerwał im lekko podchmielony Maciek. 
    - Wujek, no weź mi pomóż. Jej już zupełnie odbiło! - jęknął, składając ręce jak do modlitwy. 
    - To coś ty zrobił? Ja to aż się boję to niej wchodzić, bo taka zła. 
    - Długa historia, ale ja z nią muszę porozmawiać. Mogę wejść? 
    Krzysiek westchnął i spojrzał na Natkę, która tylko wzruszyła ramionami. 
    - No dobra, właź. Ale ostrożnie, bez ofiar, rozumiesz?
    - Ja tu jestem ofiarą, wujek, ja! - Maciek pokręcił głową i poszedł na górę. Zapukał do drzwi i nie czekając na reakcję Figi wszedł do pokoju. 
    - Figuś, kochanie... - powiedział cicho.
    - Wyjdź! Wyjdź stąd! - ryknęła, podchodząc do niego. - Krzysiek, ja tego pana nie chcę widzieć, może go odprowadzić? - wrzasnęła, wychylając się delikatnie zza drzwi. 
    Krzyś przyszedł moment później i kazał Maćkowi wyjść. Ten jednak bardzo chciał coś powiedzieć, ale Figa zamknęła drzwi pokoju na klucz i nie chciała, by ktokolwiek do niej wchodził. Przynajmniej dziś. Krzysiek powiedział, że mu przykro i żeby przyszedł jutro, a najlepiej pojutrze. Maciek jednak nie odpuścił i zaczął walić kamieniem w szybę. 
     - Figa, wpuść mnie! Wpuść mnie, bo skonam! - krzyczał na całą ulicę tak, że aż ludzie zaczęli wyglądać przez okna. 
     - Więc konaj! - odparła i zgasiła światło. 
   
_______
To cześć.
Specjalna dedykacja dla Bluśki :3