czwartek, 20 grudnia 2012
Słonecznik #19
Zamurowało go. Spóźnia. Okres. Boże.
- Figa, nie, nie, kłamiesz. Powiedz, że kłamiesz! - krzyknął, łapiąc ją za ramiona. Patrzył w jej niebieskie oczy i już wiedział, że nie kłamie. Widział w nich przerażanie i jednocześnie złość.
- Maciek, do cholery! Mów! - warknęła prawie ze łzami w oczach. Prawdę mówiąc, domyślała się wszystkiego, ale bała się powiedzieć to na głos.
- Ale obiecaj, że nie wpadniesz w furię i od razu pójdziemy do lekarza. Obiecaj.
- Obiecuję, mów!
Westchnął głośno, ułożył sobie wszystko w głowie i zaczął mówić :
- Zrobiłem tę cholerną imprezę. Nawet nie wiem, po co. Ty przyszłaś jakoś jeszcze wcześnie. Chciałem... chciałem jakoś cię do siebie przekonać. Tak, wiem, nic nie mów. To najgłupszy pomysł, jaki mi kiedykolwiek przyszedł do głowy. I ty się bardzo zdenerwowałaś, znów zaczęłaś mnie wyzywać, trochę za dużo wypiłaś i znalazłem cię jakoś koło północy. Nic nie kojarzyłaś, wyglądało to, jakbyś odpłynęła. Zaniosłem cię do pokoju, położyłem na łóżku, a ty wtedy powiedziałaś, że chcesz się ze mną kochać. Figa, ja byłem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi w tym momencie, ale wiedziałem, że ty jesteś pijana i nie wiesz, co mówisz. Próbowałem wybić ci to z głowy, ale znów okazałem się dupkiem, tym cholernym dupkiem!
I wtedy wszystko jej się zaczęło przypominać. To piwo, które wylała na Maćka, te papierosy i ten seks. Pamiętała to. Teraz to jej zrobiło się głupio, że upiła się, a potem jeszcze zwaliła na niego winę.
- Maciek, przepraszam cię... Boże, jaka ze mnie idiotka, przepraszam! - Przytuliła się do niego. Czuła się bezpiecznie, pragnęła tego. Zaczęła płakać, nawet nie wiedziała czemu. Ze smutku - to jasne. Przecież mogła być w ciąży. Ale ten płacz nie do końca był smutny. Ale i szczęśliwy? Czemu miałby być szczęśliwy? Bo teraz się do niego tuli? Przecież ludzie z dnia na dzień się nie zmieniają. Czego miałaby od niego oczekiwać? Że nagle z takiego Maćka zrobi się cudny, piękny i ułożony Maciuś?
- Spokojnie, nie przepraszaj. To ja wszystko pieprzyłem. - Przyciągnął ją jeszcze mocniej do siebie, pogładził dłonią jej włosy i znów byli w raju. Obydwoje. Ale na jak długo?
Kilka minut później stali w kolejce, by kupić test ciążowy. To wszystko wydawało się tak nieprawdopodobne. Figa była zupełnie roztrzęsiona, nie mogła nawet stać w miejscu, więc usiadła na jednym z krzeseł w aptece.
- Kupiłem. Więc... może pójdziemy gdzieś i sprawdzimy, czy... Czy jesteś w ciąży - wyjąkał, ciężko oddychając.
- Tak, tak, chodźmy.
Figa wzięła go za rękę. Było jej duszno, słabo i najchętniej schowałaby się pod kołdrę, i usnęła na miesiąc, ewentualnie dwa. Ostatni miesiąc był dla niej stanowczo za ciężki. Dla Maćka też nie był on łatwy. Postawił wszystko na jedną kartę. Albo Figa, albo dalej bawi się w niegrzecznego chłopca. Wybór był prosty, gorzej z wykonaniem.
Weszli do jakiejś kawiarni. Figa od razu poszła do toalety, a Maciek zamówił dwie herbaty. Figi nie było trzy minuty. Przez te trzy minuty Maciek myślał, że nie wysiedzi. Cały czas błagał, by wynik wyszedł negatywny. Co chwila spoglądał w stronę toalety, stukając przy tym opuszkami palców w stół. W końcu Figa wyszła, a on już wiedział, że wszystko będzie dobrze.
- Nawet nie musiałam sprawdzać. Dostałam okresu, przepraszam za całe zamieszanie, mam nadzieję, że więcej takich sytuacji nie będzie. Cześć, Maciek - powiedziała i uśmiechnęła się krzywo. Po chwili odwróciła się na pięcie i wyszła z kawiarni. Zostawiła go samego z jeszcze większym bałaganem w głowie niż godzinę temu. Już sam nie wiedział, co o tym myśleć, ale wiedział, gdzie pójść.
Nie. Nie był to ani żaden klub, ani jakieś miejsce dla ćpunów, ani dom Natki, ani też centrum miasta. Maciek pojechał na cmentarz. Przed wejściem kupił mały, czerwony znicz i zapalił go na jednym z wielu zaniedbanych grobów. Były na nim tylko znicze od Maćka, te same czerwone znicze. Przychodził tu co najmniej raz w miesiącu, gdy po prostu się wyciszyć, zrelaksować, pomyśleć.
- Kto to? - usłyszał wysoki, kobiecy głos. Głos Figi. O mało co nie stracił równowagi.
- A ty tutaj skąd? - prychnął, jakby znów był tym samym dupkiem i idiotą.
No chwila, przecież ludzie nie zmieniają się ot tak. A już szczególnie nie Maciej.
- Obiecałeś być szczery w stosunku do mnie. Opowiedz mi swoją historię - odpowiedziała spokojnie, siadając obok niego na malutkiej, drewnianej ławce.
- A co jeśli nie mam na to ochoty?
- Ale ja mam ochotę. Otwórz się przed kimś, Maciek.
To jej Maciek w jej ustach zabrzmiało tak miło, jak przyjemnie, tak cudownie. Zaczął czuć, że ktoś chce go słuchać, że ktoś w ogóle może go słuchać.
- Zaczęło się dwa lata temu. Właściwie to dwa i pół. Nieważne. Wpadłem w takie, a nie inne towarzystwo. Już wtedy zacząłem handlować. Z początku szło bardzo dobrze, sama rozumiesz. Potem chcieli w to wciągnąć Karolinę. Sprzeciwiłem się, ale... Figa, ty nie zrozumiesz. To jest takie trudne. Pomiędzy mną a Karoliną nawiązała się jakaś więź. Nie wiem, czy można to było nazwać miłością, chyba nie. Bardzo mocna przyjaźń. I ona zaczęła ćpać. Figa, ja tez brałem, ale tylko czasem i tylko wtedy. Od dwóch lat jestem czysty.
- Co się stało z Karoliną? - spytała Figa, patrząc gdzieś w dal.
- Leży tutaj. Przedawkowała. I to moja wina, rozumiesz? Moja.
Figa westchnęła głośno i bardziej przyjrzała się tabliczce na grobie.
- Maciek, co mam ci powiedzieć? Nie powiem ci, że było dobrze, że jest dobrze, że będzie dobrze. Nie było dobrze, przecież wiesz. Czy teraz jest dobrze? Dobrze chyba nie, ewentualnie lepiej niż było. A czy będzie dobrze? Nie jestem jasnowidzem.
Figa delikatnie musnęła jego usta swoimi i odeszła bardzo powoli, jakby z myślą, że Maciek ją złapie, dogoni i pocałuje. I będzie dobrze. Ale tak nie było, a następnego dnia Maciek zniknął. Wyprowadził się.
_____
No ja wiem, że to masakra, że gorzej się nie dało, ale łapcie, bo to przedostatni :<
Dwudziestka w Wigilię, wtedy Wam złożę życzenia :*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ach, nareszcie dziewiętnasty! :) Uwielbiam Figę i jej przemyślenia, szczególnie kiedy już nie jest dla Maćka taka złośliwa. Uwielbiam Maćka i jego zmianę zachowania, chociaż nie wiem, dlaczego wyjechał :( Uwielbiam Natkę i Krzysia, bo tworzą taką zgraną, cudowną parę. Jest tylko jedna rzecz, której w Twoim opowiadaniu nie uwielbiam. Mianowicie fakt, iż dziewiętnasty Słonecznik jest przedostatnim. :(
OdpowiedzUsuńNo przecież oni się kochają. Przecież Figa i Maciek to takie bratnie dusze no, a on się wyprowadza. Faceci są dziwni.
OdpowiedzUsuńmarudna jesteś
OdpowiedzUsuńMatko, ulżyło mi. Fidzia nie jest w ciąży, Maciek jej się wygadał, wyjaśniło się troszkę, dlaczego jest taki, a nie inny, ale, do cholery!, znikać nie musiał. I tak się odnajdą i pocałują, ha! Prawda?
OdpowiedzUsuńFaceci są dziwni, wszyscy, bez wyjątku. Po co on zwiewał po tym jak już się układać zaczęło? Gdzie w toku myślenia faceta jest logika?
OdpowiedzUsuńNiestety nie ma... ;(
UsuńJak to się wyprowadził? Teraz? No tak, męski sposób myślenia...
OdpowiedzUsuńmrrrrh :>
OdpowiedzUsuń