sobota, 29 września 2012

Słonecznik #3


     Natalia z reguły trzymała się swoich zasad i uchodziła za tzw. twardą babkę. Może przez to nie utrzymuje dobrych stosunków z rodzicami i resztą jej staroświeckiej rodziny.
     No bo przecież panna z dzieckiem !A jakby tego było mało to ojcem Figi jest gejem, do którego Natalia nie czuje nic poza przyjaźnią. Jej rodzice od początku wiedzieli, że z tego będzie coś niedobrego, aż w końcu oznajmiła, że jest w ciąży. Rodzice chcieli jej pomóc, ale pierwszym warunkiem był zakaz widywania się z Kostkiem. Oczywiście Natalia odmówiła i Figowski wynajął jej małe mieszkanie na drugim końcu Polski - w Rzeszowie. I tak to się właśnie zaczęło.
     Czasem Natalia wyobraża sobie, jak wyglądałoby jej życie bez Figi. Myśli wtedy o pędzlach, farbach, kawałku płótna, turkusowym morzu i odpływa. Ale wtedy zdaje sobie sprawę, że to jednak zbyt nudne.
     A teraz, z tak niezależnej kobiety, zrobiło się dziecko we mgle. I to właśnie obecność Krzyśka sprawiała, że miękły jej kolana i czuła wielką gulę w gardle.
     Natalia siedziała obok telefonu już godzinę, rozważając wszystkie  za i przeciw. W końcu zadzwoniła i spytała Krzyśka, co by powiedział na małą kolację dziś wieczorem u niej. Odparł, że on na to jak na zimę i przyjął zaproszenie od Natalii. Chwilę potem wysłał jej sms.


Zapomniałem Ci powiedzieć, że kocham zimę ;-)    


      W brzuchu Natalii pojawiły się te tzw. motylki, które miewała naprawdę rzadko. Nie chciało jej się gotować, malować, ani nawet sen nie był tak przyjemnie spokojny. 


     - Czyli mam dziś nocować u Filipa? - mruknęła Figa, zaglądając do lodówki. 
     Natalia nic nie odpowiedziała.
     - No, ale wiesz, kiedyś muszę poznać Krzyśka, więc następnym razem zaproś go na obiad, albo coś. Muszę jakoś wziąć autograf! 
     Blondynka zaśmiała się cicho. 
     - Zobaczymy, jak to będzie. A teraz do stołu, bo podaję kolację! 
     - Znów odgrzewana pizza czy może sushi z baru obok? - spytała Figa, unosząc brew do góry.
     - Pizza - westchnęła Natalia i włożyła do mikrofali dwa kawałki. 
     Figa pokręciła głową i nałożyła słuchawki na uszy. 
     - Mogę wiedzieć, co ty robisz? - Natalia zmarszczyła czoło. - Na jaką okazję te słuchawki? 
     - Na żadną, ale ostatnio przeczytałam, że słuchanie muzyki podczas jedzenia dobrze wpływa na trawienie. 
     Usta Natalii przybrały kształt litery O. Figa ponownie włożyła słuchawki na uszy i zabrała się za jedzenie odgrzewanej pizzy. 

______
Także ten, 
jest chujowo, ale stabilnie, 
jak to mówią. 




piątek, 21 września 2012

Słonecznik #2


Pod pretekstem kupna słonecznika Natalia poszła na rynek. Skończyła go wczoraj w nocy, choć bolały ją opuszki palców i na nowo musiała malować sobie paznokcie. Figa jakoś specjalnie jej nie dogryzała, bo wiedziała, że później będzie miała do tego mnóstwo okazji.
Natalia, pod godzinie chodzenia po rynku, straciła nadzieję, że ponownie spotka Krzysztofa. Zadzwoniła jeszcze do córki, by spytać, czy czegoś potrzebuje, ale Figa odmówiła. Migrocka schowała telefon do torby, rozejrzała się jeszcze dookoła, a gdy zrobiła krok do przodu, wpadła na kogoś.
- O, dzień dobry! – powitał ją radośnie Krzysiek, jednocześnie trzymając ją za ramiona, by się nie przewróciła. – To chyba nie jest przypadek, że spotykamy się tu już drugi raz! - powiedział, rozglądając się dookoła. - No, ale jeśli to przypadek - ciągnął dalej - to jestem wielkim szczęściarzem. 
Natalia zarumieniła się. 
- Pan jest szczęściarzem? - prychnęła. - To chyba ja jestem wielką szczęściarą. Stoi przede mną Krzysztof Ignaczak ! 
Krzysiek otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nagle podbiegła do niego mała dziewczyna i poprosiła o autograf. 
Natalia zaśmiała się. 
- To nie jest śmieszne - powiedział Krzysztof, kiedy dziewczynka odeszła. - Lubię spotykać się z fanami i w ogóle, ale czasem mam dość. Chyba jak każdy. Nie ma dnia, żebym komuś nie dał autografu. Nawet nie wie pani, jakie to czasem zabawne, gdy słyszę " Hej, to on! To Igła!", a potem " Nie, no coś ty, Igła jest grubszy". 
- No tak, to musi być trochę denerwujące. Czasem - odparła, chichocząc. 
- Wie pani co? Przyjdźmy na ty i chodźmy na lody - zaproponował. 
Natalia automatycznie zagryzła wargę. Zawsze robiła to, kiedy się zastanawiała. Była zaskoczona zachowaniem siatkarza do którego zaczynała mieć słabość. 
Na tych, z pozoru, głupich i dziecinnych lodach obydwoje świetnie się bawili. Natalia w końcu opowiedziała coś o sobie, a nawet nie coś, a prawie wszystko. 
- Pracuję jako... hm... jakby to powiedzieć. No ilustruję książki dla dzieci. Mam też córkę, ale nie jest już malutka. Ma piętnaście lat, strasznie szybko ten czas leci. 
-  Piętnaście? - zdumiał się Krzysiek i zaczął zastanawiać się, ile Natalia może mieć lat. 
- Tak. Miałam dziewiętnaście lat, kiedy ją urodziłam. 
Ignaczak szybko obliczył wiek Natalii i uśmiechnął się delikatnie. 
- Nie byłam także nigdy mężatką. Z ojcem Figi łączyła i łączy mnie nadal przyjaźń. Oczywiście Figa widuje się z nim bardzo często. Kostek jest malarzem i obecnie mieszka w Warszawie, ale przyjeżdża raz w miesiącu. Poza tym, jest gejem. 
- Gejem?! 
- Oczywiście. Był nim... chyba od kiedy pamiętam. Poznaliśmy się, gdy miałam siedemnaście lat. Przespaliśmy się tylko raz i tak oto jest Figa. 
Natalia mówiła to bardzo swobodnie. Krzysiek myślał, że jest ona całkiem normalną, przeciętną Polką, ale nieco się mylił. Ona była wyjątkowa. Wydawało mu się, że minie sporo czasu, nim pozna ją bardzo dobrze. 
- Trochę dziwne, co nie? - spytała Natalia. 
- No może trochę... - odparł zdezorientowany Krzysiek. 

*

- Łaał, oh, jej! Jakie to słodkie ! Najpierw wpadłaś mu w ramiona w tym samym miejscu, co wczoraj i od razu przeszliście na ty! Potem zabrał cię na lody i watę cukrową. Ojejku. Pewnie chodziliście za rączkę po parku i słuchaliście śpiewu ptaków. A na koniec dał ci buziaka w policzek, albo w czoło, a ty tak się zarumieniłaś, że nic nie odpowiedziałaś i uciekłaś do domu!  - ironizowała Figa. - Pewnie jutro przyniesie ci bukiet pięknych, żółtych słoneczników i zabierze cię do wesołego miasteczka. A potem będziecie się kochać w krzakach! 
Natalii w duchu podobał się taki plan, ale jak na matkę przystało, musiała zwrócić córce uwagę.
- Figa, nie pozwalaj sobie! - powiedziała od niechcenia.
- Ja chcę tylko powiedzieć, że zachowujecie się jak para nastolatków. 
- Doprawdy? Filip zabiera cię do wesołego miasteczka i na lody, a potem kocha...- urwała. Nawet nie chciała myśleć, że jej córka robi takie rzeczy. 
- Ile razy mam ci powtarzać, że Filip to przyjaciel! Nie całujemy się, a ni nawet nie uprawiamy seksu! 
- Figa! Skończ już. 
- To ty zaczęłaś. Ale wracając do ciebie, to zaproś Krzyśka.
- Ale mówisz serio? Mam go zaprosić? 
- Pewnie! Ale wiesz, muszę sobie gdzieś nocleg załatwić, więc ... musisz mi wcześniej powiedzieć. 
- Figa, przestań! Wszystko to, co mówisz ma podtekst seksualny! - oburzyła się Natalia i nalała sobie Jack'a Daniels'a. 
- Bo teraz wszędzie jest seks, czy tego chcesz, czy nie. 
Natalia pokręciła głową. 
- Dobra, zadzwonię do Krzyśka dziś wieczorem. A ty, moja droga, myć się i spać! Jutro szkoła. 
- Litości! Jest dopiero osiemnasta, a poza tym jutro jest tylko rozpoczęcie. Skoczę do Filipa, może zabierze mnie na lody! - zażartowała Figa i zniknęła za drzwiami wejściowymi. 
Natalia przetarła twarz i zabrała się do pracy, trzymając w lewej ręce Jack'a Daniels'a, a w prawej ołówek. 


____
Padam na ryj. xoxo

sobota, 15 września 2012

Słonecznik #1



Na rynku w piątek często przypadkowi ludzie spotykali się i rozmawiali o byle czym. Czasem o pogodzie, czasem o jakości warzyw, owoców,  a nawet ubrań. Zbliżał się koniec sierpnia, więc ludzi przybywało. Częstym widokiem był widok matki z córką, bądź też synem, a czasem i mężem.
       Jednak ta matka była sama. Bez męża, bo bądź co bądź nigdy go nie miała. Nie była też z córką, którą oczywiście miała. Może to trochę przez lenistwo córki, a może nie? Może jej matka chciała wyjść w końcu sama z domu, bo czasem praca dawała jej się ostro we znaki.
       Kupiła już wszystko, co miała na liście, którą zrobiła poprzedniego wieczoru razem z córką. Zbliżała się już do wyjścia, gdzie stała kobieta ze słonecznikami. Przyjrzała się uważnie i powiedziała w końcu.
       - Tego poproszę.
       Te same słowa powiedział stojący obok niej mężczyzna. Wskazywał palcem dokładnie tego samego słonecznika. Wydawało jej się, że gdzieś już widziała tego wysokiego bruneta.
       Mężczyzna zaśmiał się i delikatnie podrapał się po kilkudniowym zaroście.
       - No dobrze, to ja poproszę tego - powiedział, wskazując na słonecznika obok.
       Kobieta spakowała oba słoneczniki i wręczyła je kupującym.
       - Może pani pomogę? - spytał brunet. - Przepraszam, gdzie moje maniery! Nazywam się Ignaczak. Krzysztof Ignaczak - dodał, śmiejąc się.
       - Natalia Migrocka - odparła blondynka, podając rękę Krzyśkowi.
       - Więc jak? Ja chętnie pomogę.
       Krzysiek, nie czekając na reakcję Natalii, wziął od niej dwie torby. Spytał także, gdzie mieszka, a ona odpowiedziała, że na osiedlu obok, tylko trochę dalej. I choć Ignaczakowi nie było po drodze to chętnie jej towarzyszył. Zaczęli rozmawiać. Trochę o nim, trochę o niej, ale obydwoje zachowywali się nieco dziwnie i byli po prostu nieśmiali, co kompletnie kłóciło się z ich prawdziwą naturą.
       Po kilku minutach doszli pod dom Natalii. Blondynka podziękowała za pomoc i w duchu liczyła, że niedługo też się spotkają.
       O dziwo Krzysiek też tak pomyślał.
       - Fa... - urwała. Przypomniała sobie ostatnią reakcję córki, gdy powiedziała do niej po imieniu i chcąc uniknąć kolejnej kłótni, zawołała : - Figa, chodź mi pomóc!
       Po kilki chwilach usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i skrzypiących schodów.
       - Kupiłaś wszystko? - spytała Figa, przeglądając torby.
       - Nie. Przyniosłam do domu pięć toreb i jeszcze czegoś pewnie zapomniałam! - odparła z ironią i wypakowała jabłka.
       - A kupiłaś marchewki?
       - Cholera - wyszeptała Natalia i odruchowo uderzyła jednym jabłkiem o stół.
       - Dobra, dobra. Wyluzuj. A tak swoją drogą to jak tak codziennie będziesz tyle przynosić to w końcu wyrobisz sobie mięśnie - zaśmiała się Figa i wyjęła z torby gruszkę.
       - Dziś akurat nie miałam okazji, bo pomógł mi bardzo miły pan.
       - Bardzo miły pan czy może bardzo seksowny pan?
       - Figa, nie pozwalaj sobie - pogroziła jej palcem i dalej wypakowywała zakupy.
       - No dobra, a wzięłaś chociaż numer telefonu?
       - Nie! Zwariowałaś? Mam dawać numery na lewo i prawo?
       - No dobra, to może inaczej - westchnęła ciężko. - Wiesz chociaż jak się nazywał?
       - Krzysztof. Ignaczak.
       Figa o mało co nie zakrztusiła się gruszką.
       - Ignaczak?! - wrzasnęła i wybiegła z kuchni. Wróciła moment później z laptopem, pokazując matce zdjęcia Krzyśka. - Ten? - Natalia przytaknęła. - Oszalałaś, no mówię ci, oszalałaś! Siatkarz odprowadza cię do domu, niesie twoje torby z zakupami, a ty nawet nie dałaś mu numeru telefonu! Jak tak dalej pójdzie, to zginiesz samotnie z pędzlem w ręku.
       - Figa, nie pozwalaj sobie ! - krzyknęła Natalia, ale uświadomiła sobie, że jej nastoletnia córka ma rację.


____

Hehehej.

piątek, 7 września 2012

Słonecznik : Bohaterowie




Natalia Migrocka, 34
„Teraz, zostały te wspomnienia i łzy
I trzeba żyć, kurwa, przed nami jeszcze tyle dni”




„Figa” Figowska , 15
„Pomóż mi zamknąć oczy, nie chcę patrzeć więcej na zło”




Krzysiek, 34
„ I nawet kiedy będę sam, nie zmienię się,
To nie mój świat”




Oraz :

Filip Wieczorek, 15
„Chcesz romantyka? Dla ciebie będę chuj wie kim”


Maciek Witkowski, 17
„Kłamałaś, że nie kręci Cię seks w aucie,
Nie przestawajcie, teraz chcę na to patrzeć”


________
Miało być wcześniej, ale Roxanne mi się 'przedłużyła'. 
Bluśka, ile razy trafiła Cię cholera? 

ps. tak, moje panie, samotny Ignaczak 


wtorek, 4 września 2012

Roxanne : Pozwól, że opowiem Ci o znajomości, która trwa chociaż nie jest pewna swojej przyszłości

     

      Roxanne obudziła się. Paul jeszcze spał. Dziewczyna spojrzała na niego i nagle zaczęły dręczyć ją wyrzuty sumienia. Wyjęła komórkę z torby. Dostała wiadomość od Edwarda, że wraca dziś rano, a wieczorem jest umówiony ze Scotem. Roxanne też.
      - Fuck ! – zaklęła cicho, ale tak, by nie obudzić Paula.
      Powoli usiadła na skrawku łóżka i zaczęła zbierać ubrania z podłogi. Wyszła tak po prostu, znikając z jego życia. Złapała taksówkę i pojechała do hotelu. Obiecała sobie, że już nigdy nie spotka się z Paulem. Ręce jej drżały na samą myśl o tym. Z trudem powstrzymywała łzy.
       W recepcji spytała, czy Edward już przyjechał. Odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała, że ma być za godzinę. Pobiegła do pokoju, by wziął prysznic i lekko się ogarnąć. W samej bieliźnie i idealnie białym szlafroku wyszła na balkon. Zapaliła papierosa i choć było jej cholernie zimno, to czuła się dziwnie przyjemnie.
         Przez resztę dnia Roxanne  nie nudziała się. Zadbał o to Edward, który zabrał ją do SPA. Claythrone już nie myślała o Paulu. Mogła się odprężyć. Przez te kilka godzin czuła się wolna; czuła się tak, jak zeszłej nocy.

      Edward zaplanował wylot z Polski na środę, ale musiał go przełożyć z różnych względów. Głównie chodziło o Scot’a, który okazał się naprawdę twardą sztuką i Claythrone nie potrafił w żaden sposób go namówić. Roxanne była chora i ona też nie mogła mu pomóc. Z jednej strony cieszyła się z tego powodu, ale z drugiej wiedziała, że i tak ją to czeka. Poza tym im dłużej była w Polsce tym więcej myślała o Paulu.
      Roxanne dobrze wiedziała, że jej choroba wywołana jest właśnie tym. A raczej nim. I właśnie dlatego Edward przełożył wyjazd na poniedziałek.
     Wieczorami wymykała się na na balkon, by choć na moment spojrzeć na Rzeszów nocą. Stała wtedy oparta o zimną, metalową barierkę i paliła papieros za papierosem. Korzystała jak mogła z tych kilku wieczorów bez Edwarda, kiedy to wychodził w sprawach „biznesowych”
     We czwartek Roxanne nadal czuła się fatalnie. Nie mogła nic przełknąć i cały ranek przesiedziała w łazience.
     - Byś poszła do jakiegoś lekarza – mruknął Edward, wiążąc krawat. – Ja ci przypominam, że jutro wieczorem mamy kolację ze Scot’em i nie zamierzam tego przekładać, bo ciebie boli głowa czy brzuch.
     Roxanne nie zareagowała na to.
     - Masz – powiedział Edward, rzucając banknot na łóżko. I wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.
     Claythrone wzdrygnęła się i oparła o ścianę w łazience. Czuła, że nie ma już na nic sił. Nawet na tyle, by podnieść się i cokolwiek zrobić. Straciła poczucie czasu. Nie wiedziała, która godzina, czy zasnęła, czy coś jadła. Czuła jakby odlatywała i wtedy ktoś zapukał. Z trudem się podniosła, odgarnęła włosy i próbowała się nie przewrócić.
     Zmroziło ją, gdy zobaczyła, kto stoi w drzwiach.
     - Mój Boże, Roxanne! Wyglądasz fatalnie, połóż się.
     Paul znów był opiekuńczy i czuły, i taki… taki inny niż wszyscy. Nawet nie był zły na nią.
      - Ale… co ty tutaj robisz?
      - To teraz nie jest ważne. Skoczę do apteki, dobrze? A ty się nie ruszaj z łóżka. – Paul już chwycił klamkę, ale nagle odwrócił się. - Albo nie. Jedziemy do lekarza. 
     Roxanne półprzytomna wsiadła do taksówki. Zamknęła oczy i coraz mocniej ściskała dłoń Paula. I całe szczęście, że szpital był blisko, bo obydwoje czuli się dość niezręcznie.
     - To pana żona? - spytała pielęgniarka, lustrująca ich dokładnie.
     - Nie, niestety nie. To przyjaciółka.
     - No dobrze, proszę tu poczekać, my się nią zajmiemy.
     Pielęgniarka zabrała Roxanne do gabinetu. Paul usiadł na plastikowym krzesełku i zacisnął pięści. Dopiero niedawno zdał sobie sprawę, że Roxanne naprawdę coś dla niego znaczy i to nie jest zwykłe zauroczenie. Wiedział też, że ona ma męża, ale z tego co widział, nie układało im się dobrze. Tomek niestety nic nie chciał mu powiedzieć na jej temat. Roxanne  także nie była zbyt rozmowna i Paul nie wiedział, co jest tego przyczyną. Tak bardzo chciał jej pomóc, ale nie wiedział jak.
      Dodatkowo cały czas myślał, o tamtej nocy. Było mu tak kurewsko dobrze i już wyobrażał sobie poranek z Roxanne, gdy ta nagle zniknęła. Chciał jej szukać, ale poddał się, bo widocznie musiała mieć powód. Początkowo był zły na nią, ale złość zniknęła i chciał ją odnaleźć. Był prawie pewien, że już wyjechała. Miał szczęście.
     Ale to dopiero początek.
     Pielęgniarka wyszła z gabinetu. Paul od razu do niej podszedł.
     - Co z nią? Nic poważnego, prawda?
     - Spokojnie. Badanie trochę się przeciągnie. Proszę się nie martwić - pielęgniarka uśmiechnęła się blado i  weszła do innego gabinetu.
     Paul westchnął i ponownie usiadł na krzesełku. Zaraz miał mieć trening, ale nie mógł tak po prostu zostawić Roxanne. Zadzwonił do trenera, mówiąc, że coś mu wypadło. Obiecał, że jutro stawi się na czas. Trener nie był zbyt zadowolony tą wiadomością, bo zbliżał się ważny mecz, ale zgodził się.
     Po dość długim czasie, Roxanne w towarzystwie lekarza, wyszli na korytarz.
     - Pana żona czuje się już lepiej. Radziłbym trochę bardziej o nią zadbać. Dałem już pana żonie receptę na kilka leków.
     Paul już chciał zaprzeczyć jakoby Roxanne miała być jego żoną, ale bardziej jego uwagę przykuła jej smutna mina. Lotman podziękował lekarzowi i poczekał aż wróci on do gabinetu.
     - Co się stało? - spytał szybko, patrząc jej w oczy. Roxanne  jednak nie chciała mu nic mówić i odwracała wzrok.
    - Chcę do hotelu. Zabierz mnie tam, proszę.
    - Nie. Dopóki mi nie powiesz, co się stało, nigdzie cię nie odwiozę. - Paul złapał ją za ramiona.
    Roxanne spojrzała na niego chłodno.
    - W takim razie pojadę sama. Nie chcę twojej pomocy - warknęła i wyrwała się z niego uścisku.
    - Poczekaj ! - krzyknął tak, że cała poczekalnia zwróciła na niego oczy. - Przepraszam, ale nie jesteś dla mnie obojętna, więc chcę wiedzieć - szepnął do niej.
     Roxanne zagryzła wargę.
     - Okej, ja chyba też przesadziłam. Myślę, że jeśli ci o tym nie powiem, a wyjadę, okażę się największą suką na świecie.
     Paul zmarszczył brwi, ale nic z tego nie rozumiał.
     - Chyba czas ci wszystko wyjaśnić. Możemy się przejść?
     Obok szpitala rosło kilka drzew i stało kilka ławek. Nie można było nazwać tego parkiem. Po prostu kilka drzew. Paul i Roxanne usiedli na na jednej z ławek. 
     - To zaczęło się już dawno - zaczęła. - Poznałam Edwarda, mojego męża, będąc już na studiach. Imponował mi i chciał żebym zagrała w jego filmie. Zgodziłam się, a potem wzięliśmy ślub. Rodzice byli dumni, wszystko zaczęło się układać. Dopiero potem zobaczyłam, jaki Edward jest naprawdę - Roxanne zagryzła wargę. - Zaczął mnie po prostu wykorzystywać. Stałam się jego zabawką. 
    - Chwila. Co masz na myśli mówiąc wykorzystywał mnie? - wtrącił Paul. 
    - Musiałam... musiałam przekonywać aktorów, producentów. Chyba rozumiesz, co mam na myśli. 
    - Niestety domyślam się. Boże, Roxanne, czemu ty od niego nie odejdziesz? 
    - Sama nie wiem. Boję się. Ty nie wiesz, do czego on jest zdolny. - Paul pokręcił głową. - Ale to nie wszystko. 
    Lotman zmarszczył czoło.
    - Co masz na myśli? 
    - Niedawno poznałam faceta. Jest cudowny. Spędziłam z nim bardzo piękne chwile. Potrzebowałam tego.  Imponuje mi, ale nie władzą, jak Edward, ale tym, że jest wolny. - Paul mimowolnie uśmiechnął się. - Teraz nie wiem, co będzie. Chcę z nim być, ale boję się. Nie wiem, czy on tego chce. Nie wiem, czy chce po tym co usłyszał. Ja się chyba w nim zakochałam. 
    - Roxanne... - szepnął Paul, ale ona nie zwróciła na to uwagi i kontynuowała. 
    - Ale on jeszcze nie usłyszał wszystkiego. Pewnie będzie zaskoczony na wiadomość, że będzie ojcem. 
    Te słowa do Paula dotarły bardzo późno. Z początku jakby w ogóle nie usłyszał ostatniego zdania. Potem kazał Roxanne powtórzyć. A gdy w końcu to do niego dotarło to zaczął krzyczeć i ją całować.
    - Ale Paul! To nie takie proste. Co z Edwardem? 
    - Czemu ty się nim przejmujesz? Masz mnie i obiecuję, że już nigdy nie będziesz się bać. 
    Pocałował ją w czółko i mocno przytulił, jakby już nigdy nie chciał wypuszczać. 


    Dochodziła osiemnasta. Roxanne siedziała wygodnie na łóżku, piłując paznokcie. Wyglądała na spokojną, choć wiedziała, że za godzinę ma spotkanie ze Scot'em i wiedziała też, że na pewno nie pójdzie na nie. Domyślała się reakcji Edwarda, ale dziś była już pewna. I najważniejsze - nie bała się. 
    Do pokoju wpadł Edward. Przez chwilę lustrował Roxanne, po czym powiedział :
    - Czy ty się dobrze czujesz? - warknął. 
    - Nie za bardzo. Byłam u lekarza, jak kazałeś. Przepisał mi te leki i kazał leżeć w łóżku - powiedziała spokojnie z nutką ironii, co jeszcze bardziej rozwścieczyło Edwarda. 
    - Gówno mnie to obchodzi. Masz się ubrać i iść na spotkanie ze Scot'em! 
    - Mówiłam, że nie mogę. 
    Edward podniósł rękę. 
    - Tylko spróbuj mnie uderzyć, a pożałujesz - powiedziała ostro. - Ach, kochanie - przewróciła oczami i ciągnęła dalej - jestem w ciąży. 
    Claythorne usiadł. Kilka razy otwierał usta, by coś powiedzieć, ale nie mógł. Przejechał dłonią po twarzy i westchnął głośno. Wydawało się, że złagodniał, że jednak zależy mu na żonie. 
    - Mogę wiedzieć z kim? Bo na pewno nie ze mną. Dobrze wiesz, że jestem bezpłodny. 
    - To już chyba nie twoja sprawa. 
    Roxanne zmarszczyła czoło i nadal zajęta była piłowaniem paznokci. Między nimi zapadła głucha cisza, gdy zupełnie nagle do ich pokoju wszedł Scot. Edward zaczął głośno oddychać i ni stąd, ni zowąd rzucił się na Mark'a. 
    - To ty! Ty zrobiłeś jej dziecko! - krzyczał, szarpiąc go za koszule. 
    - Edward, zostaw go! Proszę ! 
    Claythorne uspokoił się nieco i usiadł na łóżku. Scot cały się trząsł, ale nic nie mówił. 
    - Zaufałem ci - zaczął cicho Edward. - A ty przeleciałeś mi żonę. Wróć! Żebyś ty chociaż umiał ją przelecieć. A ty po prostu zrobiłeś jej dziecko! 
    - Ale ja... 
    - Stop ! - ryknęła Roxanne. - Mógłbyś się zamknąć i mnie posłuchać? - zwróciła się do męża. - To wcale nie jest jego dziecko! - wskazała na Scot'a. 
    - A czyje, do kurwy nędzy? Z innym się puszczałaś?! 
    -Tylko nie puszczałaś! Nas już nic nie łączy, Edward. Chcę rozwodu i mnie nie powstrzymasz. A teraz cię żegnam. I pana też - zwróciła się do Mark'a.
    Wzięła niewielką walizkę i wyszła, mając nadzieję, że już nigdy nie spotka kogoś takiego jak Edward. Przed hotelem czekał na nią Paul. 
    - Udało się? Nic ci nie zrobił? 
    - Spokojnie. Wszystko jest okej. Um.. Paul? 
    - Tak? 
    - Nie rozmawiajmy o tym. Zabierz mnie do jakiegoś parku, albo na kawę. Gdziekolwiek. 

______
KONIEC. 
Wybaczcie, że Paul był tu taki idealny i że musieliście tak długo czekać. Nie obiecuję poprawy, bo rok szkolny zaczął się wręcz hardcorowo. 
Trzymajcie się ciepło :)*