wtorek, 26 lutego 2013

Pan M


And the third, Is when your world splits down the middle

   Pan M znów do mnie zawitał. Tym razem wysłał mi sms'a, że wpadnie dziś po południu, a ja miałam akurat dziś po południu jechać do rodziców. Chyba jednak bardziej wolę przemyślenia Pana M niż wizytę u rodziców. 
    Tym razem wszystko zrobił machinalnie. Wszedł, zdjął kurtkę, powiesił ją na wieszaku, wygodnie usiadł w fotelu i patrzył się w moje oczy. 
    - Cześć. 
    - Cześć. 
    I znów milczał, a ja wiedziałam, że nie jest lepiej. 
    - Mój świat złamał się na pół. Nic nie mam. 
    - To znaczy? 
    Zaśmiał się głośno. 
    - Koledzy z początku mnie pocieszali i w ogóle...Rozumieli, co nie? A teraz mają mnie dość. Powiedzieli, że albo jestem facet z jajami albo cipka. I chyba jestem jednak cipką. Przyjaciół straciłem. No chyba, że się ogarnę i może im przejdzie. W pracy. Hm. Powiedzmy, że dostałem taki przymuszony urlop. Szef w sumie rozumie, ale też go to denerwuje, bo jak to on powiedział : "Każdy ma jakieś tam kłopoty, ale ty jesteś w ogóle jakiś przewrażliwiony, Panie M.". Rodzice wiedzą, domyślili się. Mama przyjechała, posprzątała, trochę ugotowała i powiedziała to samo, co ty; że minie, że będzie inna, że świat się na tym nie kończy i tak dalej... W sumie to się wkurzyłem i kazałem jej wyjść. Pojebany jestem, co nie? 
    Milczałam, bo rzeczywiście - był pojebany. 
    - Widziałeś się z nią? 
    - Z mamą?
    - Nie... Z Nią. 
    - Nie. Chyba to lepiej. Nie wiem, co bym zrobił. Może wpadłbym w szał i... i sam nie wiem. A może chciałbym, żeby wróciła? Śmieszne w sumie. Tęsknię za nią, ale chyba nie chcę jej widzieć, bo wiem, że to już nie ma sensu. 
    - A może ona działała pod wpływem jakiegoś impulsu? A może teraz żałuje? Czemu nie próbowałeś? Przekreśliłeś wszystko. Ot tak! - pstryknęłam palcami i oparłam się o zagłówek fotela. 
    - Mówisz? Powinienem spróbować? 
    - Nie wiem, Panie M. To już tylko i wyłącznie twoja decyzja. Próbować warto, ja nie wiem jakie konsekwencje będą. Możecie do siebie wrócić, a jeśli nie, to chociaż może się dowiesz, czemu cię zostawiła, co? 
    - Tak! W sumie to dobry pomysł! Dziękuję! - Pan M cmoknął mnie w policzek i poszedł. 

___
Dziś Pan M wpadł na krótko.
Kubuś mówi, że wyszło fajnie. A taam. ♥


środa, 20 lutego 2013

Pan M



What's gonna kill you is the second part


   Pana M nie było tydzień. On nie dzwonił, ja tym bardziej. Myślałam, że już się z tym uporał, dlatego nie przychodzi. Pod koniec tygodnia to już nawet zapomniałam o Panu M. 
    Ale znów przeszły mnie ciarki, kiedy usłyszałam jego niski głos za drzwiami mojego pokoju. 
    - Ależ, proszę pana! Pan nie jest umówiony! - krzyczała sekretarka, trzymając go za skrawek koszuli. 
    - Ja? Ja jestem! - odburknął i wtedy lekko zdrętwiał na mój widok. A może znów przeszyła go fala gorąca? - Przepraszam. 
    - Spokojnie, ten pan jest umówiony - mruknęłam pod nosem i weszłam z powrotem do pokoju. Pan M poszedł za mną. 
    Nie był już spięty, wręcz przeciwnie. Był zdenerwowany i może lekko załamany. Usiadł na fotelu i ciężko oddychał. Patrzyłam na niego z przymrużonymi oczyma, usta wygięłam w lekki dzióbek i czekałam. 
   - Ja pierdole - rzucił i zagryzł dolną wargę. Zaśmiał się głośno. - To mnie zabija, wiesz? 
   Milczałam, choć Pan M oczekiwał ode mnie odpowiedzi. Chociażby głupiego "wiem". 
   - Jej fotografie...filmy...ręcznie robione wazony. 
   - Jeśli uważasz, że to już jest ta pora, spal to wszystko, wyrzuć. 
   - Próbowałem. Próbowałem nie raz, ale zawsze kończyło się na kilku łzach, piwach i wspomnieniach. Sam nie wiem, czemu to tak na mnie działa. Powinienem zapomnieć, ale przez te kilkanaście dni nie udaje mi się to. A może powinienem się wyprowadzić? Albo zmienić mieszkanie...Tam wszystko mi się z nią kojarzy. Dwa dni temu nawet chciałem się zabić. Ale byłem zbyt pijany i nie umiałem otworzyć okna - zaśmiał się. - Głupie, co nie? Przecież to tylko złamane serce. To tylko kobieta. One wszystkie są takie same! - Wyprostowałam się. - Ale kobiety są niesamowite. Potrafią omamić człowieka, że traci dla nich głowę. Zakochanie, pf! A na co to komu? Same straty! Teraz to już nawet kumple mają mnie dość. Stałem się totalnym "no life", jak to mówią. Od rodziców nie odbieram telefonu, mam zaległe rachunki do zapłacenia, a w domu mam totalny burdel. Brakuje jeszcze półnagich dziwek. Czy to normalne? Powiedz mi. 
    Znów milczałam, a Pan M patrzył na mnie ze złością. Jakby to była moja wina, choć on raczej obwiniał wszystkie kobiety. Zarzucał im gwałt na emocjach, bo jego miłość go zostawiła. 
    To go rzeczywiście zabijało. 
   - Ile jeszcze będę cierpieć?! Ile?! Już nie chcę, już mnie to męczy...Nie chcę się zakochać. Już nigdy! 
   - Po jednym nieudanym związku przekreślasz całe swoje szczęście? Ona po prostu nie była ci pisana. A może inna będzie? Świat nie kończy się na jednej miłości. Oczywiście, to bardzo piękne i romantyczne, gdy tak jest, no ale z reguły nigdy nie jesteśmy do końca z naszą pierwszą miłością. 
    - A może ja już nie umiem być szczęśliwy? 
    - Nie mów tak. A jeśli tak mówisz, to może po prostu nie chcesz być szczęśliwy? Jesteś załamany, to normalne po rozstaniu. Wiesz ile osób do mnie przychodzi właśnie z takimi problemami? Całe mnóstwo! Musisz swoje przeboleć. 
    - Ale ile to jeszcze potrwa, ile?! 
    - Aż spotkasz kogoś, Panie M. 
    - A jeśli nie spotkam? A jeśli z nikim innym nie będę tak szczęśliwy jak z nią? Mam być z kimś na siłę? 
    - Nie. To absurd. - Zamyśliłam się przez chwilę i skupiłam swój wzrok w pustej, bordowej ścianie. 
    - Ale piwo nie jest absurdem. Piwo jest dobre. Przynajmniej sprawia, że zapominam. Dzięki za rozmowę. Może jeszcze wpadnę. Wpadnę, gdy mój świat złamie się na pół, okej?
    - Ale..
    Nie zdążyłam. Pan M wyszedł, a ja już nie kontrolowałam tego przypadku. 

___________

Co ja tam mogę napisać, Słoneczka? Ferie się kończą, dupnie troszkę, cnie? 


czwartek, 14 lutego 2013

Pan M

First, you think the worst is a broken heart
  

   Zapukał.
   Przeszły mnie ciarki.
   - Proszę.
   Drzwi lekko się uchyliły, a po chwili zobaczyłam w nich wysoką postać z lekko przestraszonymi oczami, choć reszta jego twarzy zdawała się zgrywać pozory twardego.
   - Chyba pomyliłem pokoje... - powiedział lekko zażenowany. Chyba zaczął się rumienić, albo po prostu przeszyła go fala gorąca, bo stał blisko grzejników w grubej kurtce.
   - Zostawiła pana, Panie M - stwierdziłam i uśmiechnęłam się, gdy jego dłoń kurczowo trzymała klamkę. Nie nacisnął jej i nie wyszedł. - Siadaj.
   Był spięty, bardzo spięty. Usiadł na fotelu obok mnie, patrząc się w podłogę bądź pustą ścianę, nerwowo potrząsając nogami. Na czole pojawiły się krople potu, ale on nic sobie z tego nie robił.
   - Może pan zdjąć kurtkę. Myślę, że nasz rozmowa potrwa trochę dłużej, niż pan myśli.
   Pan M zdjął kurtkę, powiesił ją na wieszaku i znów wrócił na miejsce na fotelu.
    - Nigdy nie myślałem, że będę u psychologa, serio - wydusił w końcu z siebie, ale nadal był spięty.
    - Kiedyś musiał być ten pierwszy raz. A poza tym, to normalnie. Psycholog też dla ludzi.
    Nie odpowiedział. Bawił się opuszkami palców, a ja po raz pierwszy bałam się zacząć rozmowy, bo miałam wrażenie, że Pan M zaraz się rozpłacze jak małe dziecko.
    - Może to za wcześnie? - spytałam, poprawiając okulary.
    - Nie, chyba nie. Z resztą nie wiem. Nie znam się.
    - Może najpierw mi opowiesz o waszej znajomości?
    Pan M wziął głęboki wdech.
    - Poznaliśmy się bardzo dawno temu. Jeszcze w liceum. Z początku traktowałem ją jak zwykłą koleżankę z równoległej klasy. Dopiero potem jakoś zaczęło się to zmieniać. W końcu zagadałem, zaprosiłem ją na kawę i puf! zakochałem się na zabój.Pamiętam, że miała piękne, gęste, kasztanowe włosy. Uwielbiałem je dotykać. A jak się spotkaliśmy, to pamiętam, że miała taką białą sukienkę, bo to wtedy czerwiec był. I miała okulary i gdy się spotkaliśmy, to pamiętam, że powiedziała takie zdanie : "Cześć, stresuję się, a ty?". A ja byłem jeszcze bardziej zestresowany od niej, ale cholernie mi zależało. Nadal mi chyba zależy. Potem ją odprowadziłem pod dom. Miała piękny ogród. Była ławka i nad tą ławką było winogrono. Piękne i gęste. Zawsze tam siadaliśmy i tam ją pierwszy raz pocałowałem. Pamiętam do dziś każdy szczegół. Pamiętam, że akurat niedaleko przejeżdżała czerwona Syrenka. I słońce świeciło. I było jakoś kilka minut po siedemnastej. I piliśmy kompot wiśniowy jej mamy, a potem leżeliśmy w trawie i patrzyliśmy na chmury. A teraz? Teraz nawet psa mi nie zostawiła! Zajmowałem się nią najlepiej jak tylko mogłem. Nie podała mi nawet powodu, dla którego odeszła. Może to w sumie moja wina? Sam już nie wiem. Ona była moim światem. Wie pani, co? Wcześniej myślałem, że zniosę wszystko. Byleby ona przy mnie była. A teraz najgorsze mnie spotkało, bo najgorsze to właśnie złamane serce.
    - Chyba za bardzo dramatyzujesz. Złamane serce to poważna sprawa, ale na tym świat się nie kończy.
    - Nie rozumiesz.
    Nawet nie wiem, kiedy przeszliśmy na Ty.
    - Czego?
    - Bo dla mnie teraz wszystko się skończyło. Wspólne śniadania, obiady, kolacje. Już nigdy nie usłyszę jej śmiechu, nie zobaczę łzy i nigdy nie dotknę. Zostały mi tylko nagrania i fotografie, które pewnie spalę. I tak naprawdę nie wiem, czy to moja wina, czy jej. Nic już nie ma.
    - Musisz mieć zajęcie. Musisz zrobić krok w przód, nie stój w miejscu.
    - Została mi tylko praca, która coraz mniej mnie fascynuje. - Pan M spuścił głowę. - Będę się zbierał, wpadnę może niedługo. No chyba, że zapiję się w trupa.
     Pożegnałam go wzrokiem.
     Tak, Panie M, teraz pan będzie przechodził przez 6 stopni rozstania. 

__
Wita Was Pan M, który póki co będzie anonimowy i być może niedokończony, ale coś jest, więc jest mój mały sukces. Trzymać się, Słoneczka :*

Happy Valentine's Day!!!

czwartek, 7 lutego 2013

Piękni ludzie


   - Dzień dobry.
   Był to głos męski. Niski, powodujący ciarki na plecach. Głos, który wie, czego chce i wie, co mówi. Taki głos musi mieć tylko jakiś niesamowity mężczyzna. Nie chodzi mi tutaj o wygląd zewnętrzny, bo taki jest najmniej ważny. No ale ważny jest, bo przecież każdy najpierw patrzy na wygląd, czy chce czy nie. Od razu możemy stwierdzić : o, ten to musi być fajny, bo nosi Vansy, Nike albo inne stylówki. Albo ma dłuższą grzywkę i tak się mu fajnie układa. No ten to musi być naprawdę zajebisty.
   Ale mi chodzi o wygląd wewnętrzny. Nie o wątrobę, która u większości z was jest jaka jest, ale o duszę i sumienie. Możecie sobie mówić, że istnieją bądź nie. Ale nie zaprzeczycie, że każdy ma charakter. Taki, czy inny, ale zawsze ma, prawda? Piękni ludzie z pięknym wnętrzem mają po prostu szacunek do innych. Nie zważają na to, czy ich lubią, czy nie. To w tych ludziach jest takie cudowne - że kochają mimo wszystko; że opiekują się sobą nawzajem; że są. Po prostu są i, że umieją kochać, a to naprawdę trudne. Być kochanym to nie sztuka, ale kochać, to już coś. Możecie sobie mówić, a ja to kocham takiego jednego/taką jedną. Kochacie, doprawdy? A rozmawiacie o wszystkim? A możesz na nim/niej polegać? A on/ona może na tobie? A ile razy dziennie rozmawiacie? A zwierzacie się sobie nawzajem? A wy w ogóle rozmawiacie? A czy on/ona wie o twoim istnieniu? Miłość, łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Miłość to bardzo złożony proces i przychodzi z czasem. Nie można powiedzieć: "Widziałam dziś zajebistą dupę i spojrzał się na mnie, a potem jeszcze raz go spotkałam! To musi być miłość!" Hola, hola, jaka miłość? Zauroczenie, to zrozumiem, ale miłość? Śmieszne jest to, w jaki sposób ludzie traktują miłość.
    Zgubiłam się w temacie. O czym ja pisałam? Ah, tak! Piękni ludzie...
   Nie muszą być ładni, chudzi i idealni. Nikt nie jest idealny. Można stać się idealnym dla ukochanego. Można być idealnym w jego oczach, w swoich nigdy, no chyba, że wpadniemy w samozachwyt. Wtedy jest gorzej. A ten mężczyzna był niesamowity pod każdym względem.
   - Bo wie pani, ja to właściwie powinienem być w pracy, a ona uparta i do lekarza nie chce iść i tak właśnie szybko przybiegłem, bo ona tam leży i umiera, bo tak się źle czuje. - Nachyla się jeszcze bardziej do okienka w aptece, a inni nadsłuchują.
   - A co jej jest? - odpowiada miła, starsza pani z ciepłym uśmiechem na twarzy, ciesząc się chyba, że są jeszcze tacy faceci.
   - No przeziębiła się. A wie pani, ja to jej mówiłem, żeby nie wychodziła dziś z Bobkiem, ale ona nie! Ona musi z nim wyjść. A Bobek, proszę pani, to taki nasz piesek. Taki malutki, włochaty i puchaty i ona to go tak kocha! A co jej jest? No to standardowo...Katar, kaszel, gorączka, ból gardła, głowa ją boli i plecy. I jest mi tak bardzo jej żal, ah! Proszę pani...
   Aptekarka dała mu cały stos leków i syropów, ale dodał, że syropy muszą być jakieś dobre, bo gorzkich, to ona nie wypije. A ludzie w aptece dziwili się, oh, dziwili. Bo jak to możliwe, że taki piękny mężczyzna jest z taką upartą i zrzędliwą kobietą? No co on w niej widzi?
   Widzi w niej cząstkę siebie. Kocha ją.
   I wrócił szybko do domu, przebijając się przez śnieg. Wpadł jak huragan, szybko zaczął szykować leki, herbatę, syropy, a co zrobiła ona? Ona do niego podeszła, choć zabronił jej wychodzić z łóżka. Wściekł się, ale nie bił jej, ani nie krzyczał. To była taka przyjemna złość. Pocałował ją w czółko i kazał natychmiast wracać do łóżka, ale ona tylko pokręciła głową.
   - Bo wiesz, to już jest koniec. Wyprowadzam się. Ah, biorę też Bobka.
   I tak właśnie kończy się ta bezwarunkowa miłość, która ich łączyła od kilku lat. To był koniec, dla niej definitywny, a dla niego to był koniec świata., bo to przecież ona była jego światem, a teraz ją stracił.

_____
Pojedyncze, krótkie opowiadanko, albo wstęp do czegoś dłuższego. Zobaczymy :)