wtorek, 14 sierpnia 2012

Roxanne : Szeptem


Roxanne odruchowo złapała się za kark. Delikatnie zaczerwieniła się i unikała wzroku Paula. Podziękowała mu za znalezienie i chwilę tak stali naprzeciw siebie.
     - Chyba należy mi się coś. Jakieś znaleźne, hm? – przerwał ciszę i nieco zbliżył się do Roxanne. Dziewczyna pokręciła głową.
      - Nie, nie. To zły pomysł.
      „No pewnie, że zły! A gdyby teraz wszedł Edward? On dostawał białej gorączki, gdy widział mnie z innym mężczyzną.”
     - Niech pani nie da się prosić. Może wybierzemy się razem do jakiejś miłej restauracji? Zwykły lunch, nie randka.
      Oczywiście, że Paul chciał żeby była to randka, ale Roxanne wyglądała na… na inną. Coś było w niej intrygującego i im bardziej ona była niedostępna tym bardziej on nalegał.
     - To naprawdę…
     - To do zobaczenia jutro o czternastej. Może w restauracji za rogiem? – przerwał jej i już go nie było. Zniknął za ścianą, a Roxanne była jeszcze bardziej zdezorientowana niż wcześniej.
     Zamknęła od niechcenia drzwi i rzuciła torbę na półkę obok łóżka. Spojrzała na komórkę, by sprawdzić która godzina, ale jej uwagę przykuła nieodebrana wiadomość. Od Edwarda. Wrócę późno, nie czekaj. ,,Oczywiście, nawet w Polsce musi chodzić na dziwki."

 Nie słyszała kiedy Edward przyszedł, ani kiedy wyszedł. Możliwe, że w ogóle go w pokoju nie było. Zresztą. Już od dawna go nie kochała. Był dla niej kimś zupełnie obcym. Chciała się stąd wyrwać, z jego świata, w którym nie czuła się dobrze. Sama nie wiedziała, co ją tu jeszcze trzyma. Chyba jego pieniądze, a może w pewien jej imponował?  Uczucia Roxanne były mieszane. .
  Claythorne obudziła się o dziewiątej. Położyła się na plecach i patrzyła w idealnie biały sufit. Chwilę myślała, co będzie dziś robić i czy ma iść na lunch z Paulem. W końcu się otrząsnęła i chcąc czy nie chcąc zwlekła się z łóżka. Założyła szare, wytarte jeansy, czarną bluzkę, włosy związała z niedbały kok i zeszła na dół.
 Na dole zaczepiła ją kelnerka, mówiąc, że Edward wyjechał ze Scotem na dwa dni poza miasto. Roxanne beznamiętnie kiwnęła głową i odwróciła się na pięcie.
 - Proszę pani ! – zatrzymała ją kelnerka. – A może chce pani coś zjeść. Niestety wszystkie bułki poszły rano i …
 - Kawę poproszę – przerwała jej Roxanne i usiadła przy stoliku. – Bez mleka.
 Claythrone wyjęła paczę papierosów i zapalniczkę i już chciała zapalić, kiedy usłyszała głośnie chrząkanie kelnerki, która wskazywała tabliczkę z napisem „Nie palić”. Roxanne zaklęła cicho i koniec końców schowała papierosy do bluzy.
 - Oto pani kawa – mruknęła kelnerka i postawiła na stoliku małą filiżankę.
 - Tak czy nie? – palnęła Roxanne do kelnerki, która już miała zamiar odchodzić.
 - Słucham?
 - Niech pani odpowie. To proste pytanie. – Claythrone odwróciła głowę w stronę kelnerki i spojrzała jej w oczy.
 - Tak – odparła bez wahania i odeszła z uśmiechem na twarzy. Roxanne także się uśmiechnęła. Teraz doskonale wiedziała, że pójdzie na lunch z Paulem, choć pewnie i tak by poszła, nie zważając na odpowiedź kelnerki.

 Tym razem nie padało, a nawet chwilami wychodziło słońce zza chmur. Rzeszów jakby odżył. Zrobiło się kolorowo i weselej. Ludzi na ulicach nie brakowało, a wśród nich pewnym krokiem szła Roxanne. Uśmiechnięta, choć nieco zestresowana, przemierzała zatłoczone uliczki Rzeszowa. Przed wejściem do restauracji wzięła głęboki wdech i rozejrzała się dookoła. Przez lekko zamazaną dojrzała Paula, który co chwila zerkał na zegarek. W końcu Roxanne weszła do środka i delikatnie pomachała Paulowi, który lustrował ją od góry do dołu.  
 - Pięknie pani wygląda – wydukał, podając jej dłoń.
  Chciała mu odpowiedzieć „pan też”, ale w porę się powstrzymała.
   - Po prostu Roxanne. Bez żadnej pani – uścisnęła jego dłoń i uśmiechnęła się krzywo.
   - Okej. Paul – zaśmiał się siatkarz i usiadł na krześle. – Cieszę się, że przyszłaś. Bałem się, że mnie wystawisz.
   Claythorne uśmiechnęła się krzywo.
   - Z początku miałam takie zamiar, a potem coś mnie tknęło i o!, jestem.
   Ich rozmowę przerwał kelner, który chciał zebrać zamówienie. Potem Roxanne rozluźniła się i rozmowa z Lotmanem była dla niej czystą przyjemnością. Na chwilę wyrwała się ze świata Edwarda i przez chwilkę żyła w swoim własnym świcie.
  - Opowiedz coś o sobie, proszę. – Paul przerwał monolog na temat swojej osoby i chciał teraz posłuchać Roxanne.
  - Wolę nie – odparła krótko, jakby to było jej ostatnie słowo.
  - Och, czemu? Tomkowi powiedziałaś wszystko ! A on był zupełnie obcy, jak ja.
  - To zupełnie inna sytuacja. On jest psychologiem.
  - To wyobraź sobie, że ja nim też jestem.
  Roxanne odchyliła głowę do tyłu i zastukała obcasem o podłogę.
  - Nie – odpowiedziała, kręcąc głową. – Przepraszam.
  - W porządku. Widocznie masz jakieś swoje powody, że nie chcesz mi powiedzieć. – Paul uśmiechnął się blado i choć zgrywał dżentelmena, to było mu trochę głupio, lub może przykro. – Skoro nie chcesz mi powiedzieć nic o sobie to ja ci pokażę coś o sobie. – Lotman wręczył jej bilet na jutrzejszy mecz. Miał go dać Tomkowi, albo Asi, ale zrezygnował.
  - O, e, dziękuję – wydukała. – Ale… ja nie wiem czy przyjdę. – Paul spuścił głowę, a w Roxanne coś jakby pękło. – Ale się postaram. Mam bardzo napięty plan, sam rozumiesz – uśmiechnęła się krzywo.
 „ Jaki napięty plan, dziewczyno! Ty masz tylko ładnie wyglądać, a akurat dziś i jutro masz absolutnie wolne. W co ty pogrywasz?”

  Przed halą Roxanne zapaliła jeszcze papierosa. Po przyjeździe do Polski zaczęła palić jeszcze więcej i jeszcze mocniejsze. Zaklęła w duchu. Trudno jej będzie rzucić.
  Gdy weszła do środka poczuła przyjemne ciepło. Zdjęła czarną, wełnianą czapkę i zgniotła ją delikatnie w dłoni. Rozejrzała się dookoła, próbując wypatrzeć wejście na boisko. Poszła za tłumem ludzi i jakoś trafiła na swoje miejsce, które było bardzo blisko boiska. Od razu zauważyła Paula. Zaczęła obserwować każdy jego ruch. Inni byli po prostu tłem. Po krótkim czasie Paul także ją zobaczył i pomachał energicznie w jej stronę. 
  Mecz się zaczął. Roxanne znów patrzyła na Paula; jak przyjmuje, jak atakuje i jak broni. Zaczęła go podziwiać, ale jednocześnie zazdrościła mu wolności. Mógł robić wszystko, co mu się podoba. Nie był od nikogo uzależniony, a wręcz przeciwnie.     
   W przerwach Paul jadł banany i popijał je niebieskim płynem. Potem rozmawiał o czymś z trenerem, a raczej to trener mówił, a on tylko kiwał głową. Wchodząc na boisko posyłał Roxanne krótkie spojrzenia, albo puszczał jej oczko.
   Wygrali.
   - Poczekaj na mnie na zewnątrz, okej!? – rzucił szybko Lotman i zniknął gdzieś w tłumie fanów.
         Roxanne założyła czapkę i wyszła przed halę, czekając na Paula. Zastanawiała się, czego on niej chce. Może chce się z nią pożegnać? Albo podziękować? Nie, to głupie. Spodziewała się wszystkiego, ale raczej nie tego.
          - Zabieram cię na mały spacer po Rzeszowie ! – krzyknął radośnie.
          - Przecież ty Rzeszowa nie znasz ! Jesteś tu dopiero dwa miesiące – zaśmiała się Roxanne.
          - No tak, ale tutaj w okolicy jest taki ładny park. Obiecuję, że się nie zgubimy.
          Paul złapał ją za rękę. Obydwoje poczuli, że trochę się czerwienią, ale żadne nie chciało puścić. Szli tak za rękę aż do parku. Mimo iż pogoda była fatalna, to w ogóle nie chcieli wracać do domów. Rozmawiało im się jeszcze lepiej niż wczoraj. Kilka kropel spadło na twarz Roxanne.
          - Paul… - zaczęła cicho, podnosząc głowę.
          - Słucham?
          - Nie rób tak, bo się w tobie zakocham, a nie chcę wracać do Miami ze złamanym sercem.
          - Roxanne, ty nie chcesz się zakochać, a ja już to zrobiłem – odparł spokojnie, po czym wpił się w jej malinowe usta.
          Rozpadało się na dobre.

         Wpadli do domu Paula jak burza. Jak szaleńcy obdarowywali się pocałunkami i jednocześnie zrzucali z siebie ubrania, które nie będą im potrzebne. Upadli na łóżko prawie nadzy. Paul całował piersi Roxanne, a ta cicho pojękiwała. Potem zdjęła z niego bokserki, mówiąc, że bez nich wygląda dużo lepiej. Delikatnie zagryzła płatek jego ucha i wpiła w usta Lotmana. On złapał ją za pośladki, a chwilę potem wodził dłońmi po całym  jej ciele. W końcu zdjął  z Roxanne bieliznę i wszedł w nią. Claythorne wydała cichy jęk, ale Paul ponownie pocałował jej malinowe usta, a chwilę potem szeptał, że ją kocha.    


_____
Jeszcze 3 część i zaczynamy ze Słonecznikiem. 
A dziś specjalnie dla Giovany, bo wyjeżdża we czwartek. 


5 komentarzy:

  1. O jezu *.*
    Inne niż wszystkie, nie tylko dlatego, że dotychczas nie złapałam nigdzie Lotmana, ale pisane jest inaczej.
    Chciałoby się, żeby oderwała się od Edwarda (którego swoją drogą nie znoszę - chociaż to zdecydowanie za mało powiedziane), żeby żyła sobie w Polsce i podziwiała Lotmana biegającego na boisku, żeby próbowała przestać palić, żeby była i mogła żyć swoim życiem. Nie tym wykreowanym i udawanym, ale tym, którym chce, bo wolność jest czymś najlepszym z najlepszych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne to jest! A że z Lotmanem to już cudownie! Akurat u mnie to drugie czytane o nim :) Mam nadzieję, że Roxanne uda się wyrwać od tego Edwarda. I niech Paul pomoże na tyle ile jest w stanie. Ciekawy pomysł na opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ajajajaj! *.*
    Mamo, ale ich poniosło! Szybko między nimi się to rozwinęło! But I like it! Jestem tylko ciekawa Paula, a raczej jego reakcji gdy się dowie, kim naprawdę jest Roxanne. I mam nadzieję, że Edward się nie dowie! Bo wtedy było by cienko. Więc niech Paul będzie Paulem Wybawicielem.
    I stwierdzam, że Roxanne będzie Twoim kolejnym pisarskim sukcesem.
    Dziękuję że wcześniej opublikowałaś i to specjalnie dla mnie! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Lotman powiedział Roxanne, a ja powiem Tobie: Koooooocham cię, wiesz? No bo ej! Twój Lotman jest taki... Taki no jakby trochę idealny, choć ideały nie istnieją. I weź tu go ogarnij. I się zakochali, miziali i ze sobą przespali. Cud, miód i orzeszki. Ale jak wróci ten cały Edward, to już tak wesoło nie będzie. A niech się w dupę pocałuje i nie wtyka nosa w życie Roxanne, która przecież chce być wolna. Bez niego.
    Wiesz, chyba mnie natchnęłaś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak szybko to wszystko się toczy. Czwarte spotkanie, a on już się w niej zakochuje. Miłość od pierwszego wejrzenia? Pewnie tak. Ale jak tu się nie dziwić? Piękna kobieta pełna klasy, lecz tajemnicza i intrygująca, może idealna, lecz z nieprzyjemną przeszłością. Mam nadzieję, że Paul zmieni jej teraźniejszość, że Roxanne odejdzie od fałszywego Edwarda ( to imię przeważnie kojarzy mi się ze starszymi facetami, wykorzystującymi kobiety, nie przejmującymi się ich uczuciami i potrzebami, jest takie zbyt poważne i właśnie tak wyobrażam sobie mężczyznę, którego stworzyłaś w tym opowiadaniu), a jej problemy się skończą. Może to właśnie jest krótka, wyrwana historia z jej życia, opowiadająca jak kończy z wykorzystywaniem jej, z cierpieniem, którego doświadcza przez męża i przechodzi do wolności, którą zyska u boku Paula, albo choć zauważy nadzieję, że świat może nabrać zupełnie innych barw, tych cieplejszych. Z całego serca jej tego życzę. Dobrze było znów przeczytać coś twojego ;) Pozdrawiam, Jonny.

    OdpowiedzUsuń