Roxanne
odruchowo złapała się za kark. Delikatnie zaczerwieniła się i unikała wzroku
Paula. Podziękowała mu za znalezienie i chwilę tak stali naprzeciw siebie.
- Chyba należy mi się coś. Jakieś znaleźne,
hm? – przerwał ciszę i nieco zbliżył się do Roxanne. Dziewczyna pokręciła głową.
- Nie, nie. To zły pomysł.
„No pewnie, że zły! A gdyby teraz wszedł
Edward? On dostawał białej gorączki, gdy widział mnie z innym mężczyzną.”
- Niech pani nie da się prosić. Może
wybierzemy się razem do jakiejś miłej restauracji? Zwykły lunch, nie randka.
Oczywiście, że Paul chciał żeby była to
randka, ale Roxanne wyglądała na… na inną. Coś było w niej intrygującego i im
bardziej ona była niedostępna tym bardziej on nalegał.
- To naprawdę…
- To do zobaczenia jutro o czternastej.
Może w restauracji za rogiem? – przerwał jej i już go nie było.
Zniknął za ścianą, a Roxanne była jeszcze bardziej zdezorientowana niż wcześniej.
Zamknęła od niechcenia drzwi i rzuciła
torbę na półkę obok łóżka. Spojrzała na komórkę, by sprawdzić która godzina,
ale jej uwagę przykuła nieodebrana wiadomość. Od Edwarda. Wrócę późno, nie
czekaj. ,,Oczywiście, nawet w Polsce musi chodzić na dziwki."
Nie słyszała kiedy Edward przyszedł, ani
kiedy wyszedł. Możliwe, że w ogóle go w pokoju nie było. Zresztą. Już od dawna
go nie kochała. Był dla niej kimś zupełnie obcym. Chciała się stąd wyrwać, z
jego świata, w którym nie czuła się dobrze. Sama nie wiedziała, co ją tu
jeszcze trzyma. Chyba jego pieniądze, a może w pewien jej imponował? Uczucia Roxanne były mieszane. .
Claythorne obudziła się o dziewiątej. Położyła
się na plecach i patrzyła w idealnie biały sufit. Chwilę myślała, co będzie dziś
robić i czy ma iść na lunch z Paulem. W końcu się otrząsnęła i chcąc czy nie
chcąc zwlekła się z łóżka. Założyła szare, wytarte jeansy, czarną bluzkę, włosy
związała z niedbały kok i zeszła na dół.
Na dole zaczepiła ją kelnerka, mówiąc, że
Edward wyjechał ze Scotem na dwa dni poza miasto. Roxanne beznamiętnie kiwnęła
głową i odwróciła się na pięcie.
- Proszę pani ! – zatrzymała ją
kelnerka. – A może chce pani coś zjeść. Niestety wszystkie bułki poszły rano i
…
- Kawę poproszę – przerwała jej Roxanne
i usiadła przy stoliku. – Bez mleka.
Claythrone wyjęła paczę papierosów i
zapalniczkę i już chciała zapalić, kiedy usłyszała głośnie chrząkanie kelnerki,
która wskazywała tabliczkę z napisem „Nie palić”. Roxanne zaklęła cicho i
koniec końców schowała papierosy do bluzy.
- Oto pani kawa – mruknęła kelnerka i
postawiła na stoliku małą filiżankę.
- Tak czy nie? – palnęła Roxanne do
kelnerki, która już miała zamiar odchodzić.
- Słucham?
- Niech pani odpowie. To proste pytanie.
– Claythrone odwróciła głowę w stronę kelnerki i spojrzała jej w oczy.
- Tak – odparła bez wahania i odeszła z
uśmiechem na twarzy. Roxanne także się uśmiechnęła. Teraz doskonale wiedziała, że
pójdzie na lunch z Paulem, choć pewnie i tak by poszła, nie zważając na
odpowiedź kelnerki.
Tym razem nie padało, a nawet chwilami
wychodziło słońce zza chmur. Rzeszów jakby odżył. Zrobiło się kolorowo i
weselej. Ludzi na ulicach nie brakowało, a wśród nich pewnym krokiem szła
Roxanne. Uśmiechnięta, choć nieco zestresowana, przemierzała zatłoczone uliczki
Rzeszowa. Przed wejściem do restauracji wzięła głęboki wdech i rozejrzała się
dookoła. Przez lekko zamazaną dojrzała Paula, który co chwila zerkał na
zegarek. W końcu Roxanne weszła do środka i delikatnie pomachała Paulowi, który
lustrował ją od góry do dołu.
- Pięknie pani wygląda – wydukał,
podając jej dłoń.
Chciała mu odpowiedzieć „pan też”, ale w
porę się powstrzymała.
- Po prostu Roxanne. Bez żadnej pani –
uścisnęła jego dłoń i uśmiechnęła się krzywo.
- Okej. Paul – zaśmiał się siatkarz i
usiadł na krześle. – Cieszę się, że przyszłaś. Bałem się, że mnie wystawisz.
Claythorne uśmiechnęła się krzywo.
- Z początku miałam takie zamiar, a
potem coś mnie tknęło i o!, jestem.
Ich rozmowę przerwał kelner, który
chciał zebrać zamówienie. Potem Roxanne rozluźniła się i rozmowa z Lotmanem była
dla niej czystą przyjemnością. Na chwilę wyrwała się ze świata Edwarda i przez
chwilkę żyła w swoim własnym świcie.
- Opowiedz coś o sobie, proszę. – Paul przerwał
monolog na temat swojej osoby i chciał teraz posłuchać Roxanne.
- Wolę nie – odparła krótko, jakby to
było jej ostatnie słowo.
- Och, czemu? Tomkowi powiedziałaś
wszystko ! A on był zupełnie obcy, jak ja.
- To zupełnie inna sytuacja. On jest
psychologiem.
- To wyobraź sobie, że ja nim też
jestem.
Roxanne odchyliła głowę do tyłu i
zastukała obcasem o podłogę.
- Nie – odpowiedziała, kręcąc głową. –
Przepraszam.
- W porządku. Widocznie masz jakieś
swoje powody, że nie chcesz mi powiedzieć. – Paul uśmiechnął się blado i choć
zgrywał dżentelmena, to było mu trochę głupio, lub może przykro. – Skoro nie
chcesz mi powiedzieć nic o sobie to ja ci pokażę coś o sobie. – Lotman wręczył
jej bilet na jutrzejszy mecz. Miał go dać Tomkowi, albo Asi, ale zrezygnował.
- O, e, dziękuję – wydukała. – Ale… ja
nie wiem czy przyjdę. – Paul spuścił głowę, a w Roxanne coś jakby pękło. – Ale się
postaram. Mam bardzo napięty plan, sam rozumiesz – uśmiechnęła się krzywo.
„ Jaki napięty plan, dziewczyno! Ty masz
tylko ładnie wyglądać, a akurat dziś i jutro masz absolutnie wolne. W co ty
pogrywasz?”
Przed halą Roxanne zapaliła jeszcze
papierosa. Po przyjeździe do Polski zaczęła palić jeszcze więcej i jeszcze
mocniejsze. Zaklęła w duchu. Trudno jej będzie rzucić.
Gdy weszła do środka poczuła przyjemne
ciepło. Zdjęła czarną, wełnianą czapkę i zgniotła ją delikatnie w dłoni.
Rozejrzała się dookoła, próbując wypatrzeć wejście na boisko. Poszła za tłumem
ludzi i jakoś trafiła na swoje miejsce, które było bardzo blisko boiska. Od
razu zauważyła Paula. Zaczęła obserwować każdy jego ruch. Inni byli po prostu
tłem. Po krótkim czasie Paul także ją zobaczył i pomachał energicznie w jej stronę.
Mecz się zaczął. Roxanne znów patrzyła
na Paula; jak przyjmuje, jak atakuje i jak broni. Zaczęła go podziwiać, ale
jednocześnie zazdrościła mu wolności. Mógł robić wszystko, co mu się podoba. Nie
był od nikogo uzależniony, a wręcz przeciwnie.
W przerwach Paul jadł banany i popijał
je niebieskim płynem. Potem rozmawiał o czymś z trenerem, a raczej to trener
mówił, a on tylko kiwał głową. Wchodząc na boisko posyłał Roxanne krótkie
spojrzenia, albo puszczał jej oczko.
Wygrali.
- Poczekaj na mnie na zewnątrz, okej!? –
rzucił szybko Lotman i zniknął gdzieś w tłumie fanów.
Roxanne
założyła czapkę i wyszła przed halę, czekając na Paula. Zastanawiała się, czego
on niej chce. Może chce się z nią pożegnać? Albo podziękować? Nie, to głupie. Spodziewała
się wszystkiego, ale raczej nie tego.
-
Zabieram cię na mały spacer po Rzeszowie ! – krzyknął radośnie.
-
Przecież ty Rzeszowa nie znasz ! Jesteś tu dopiero dwa miesiące – zaśmiała się
Roxanne.
-
No tak, ale tutaj w okolicy jest taki ładny park. Obiecuję, że się nie zgubimy.
Paul
złapał ją za rękę. Obydwoje poczuli, że trochę się czerwienią, ale żadne nie
chciało puścić. Szli tak za rękę aż do parku. Mimo iż pogoda była fatalna, to w
ogóle nie chcieli wracać do domów. Rozmawiało im się jeszcze lepiej niż
wczoraj. Kilka kropel spadło na twarz Roxanne.
-
Paul… - zaczęła cicho, podnosząc głowę.
-
Słucham?
-
Nie rób tak, bo się w tobie zakocham, a nie chcę wracać do Miami ze złamanym
sercem.
-
Roxanne, ty nie chcesz się zakochać, a ja już to zrobiłem – odparł spokojnie,
po czym wpił się w jej malinowe usta.
Rozpadało
się na dobre.
Wpadli
do domu Paula jak burza. Jak szaleńcy obdarowywali się pocałunkami i jednocześnie
zrzucali z siebie ubrania, które nie będą im potrzebne. Upadli na łóżko prawie
nadzy. Paul całował piersi Roxanne, a ta cicho pojękiwała. Potem zdjęła z niego
bokserki, mówiąc, że bez nich wygląda dużo lepiej. Delikatnie zagryzła płatek jego ucha i wpiła w usta Lotmana. On złapał ją za pośladki, a chwilę potem wodził
dłońmi po całym jej ciele. W końcu zdjął z Roxanne bieliznę i wszedł w nią.
Claythorne wydała cichy jęk, ale Paul ponownie pocałował jej malinowe usta, a
chwilę potem szeptał, że ją kocha.
_____
Jeszcze 3 część i zaczynamy ze Słonecznikiem.
A dziś specjalnie dla Giovany, bo wyjeżdża we czwartek.