wtorek, 14 sierpnia 2012

Roxanne : Szeptem


Roxanne odruchowo złapała się za kark. Delikatnie zaczerwieniła się i unikała wzroku Paula. Podziękowała mu za znalezienie i chwilę tak stali naprzeciw siebie.
     - Chyba należy mi się coś. Jakieś znaleźne, hm? – przerwał ciszę i nieco zbliżył się do Roxanne. Dziewczyna pokręciła głową.
      - Nie, nie. To zły pomysł.
      „No pewnie, że zły! A gdyby teraz wszedł Edward? On dostawał białej gorączki, gdy widział mnie z innym mężczyzną.”
     - Niech pani nie da się prosić. Może wybierzemy się razem do jakiejś miłej restauracji? Zwykły lunch, nie randka.
      Oczywiście, że Paul chciał żeby była to randka, ale Roxanne wyglądała na… na inną. Coś było w niej intrygującego i im bardziej ona była niedostępna tym bardziej on nalegał.
     - To naprawdę…
     - To do zobaczenia jutro o czternastej. Może w restauracji za rogiem? – przerwał jej i już go nie było. Zniknął za ścianą, a Roxanne była jeszcze bardziej zdezorientowana niż wcześniej.
     Zamknęła od niechcenia drzwi i rzuciła torbę na półkę obok łóżka. Spojrzała na komórkę, by sprawdzić która godzina, ale jej uwagę przykuła nieodebrana wiadomość. Od Edwarda. Wrócę późno, nie czekaj. ,,Oczywiście, nawet w Polsce musi chodzić na dziwki."

 Nie słyszała kiedy Edward przyszedł, ani kiedy wyszedł. Możliwe, że w ogóle go w pokoju nie było. Zresztą. Już od dawna go nie kochała. Był dla niej kimś zupełnie obcym. Chciała się stąd wyrwać, z jego świata, w którym nie czuła się dobrze. Sama nie wiedziała, co ją tu jeszcze trzyma. Chyba jego pieniądze, a może w pewien jej imponował?  Uczucia Roxanne były mieszane. .
  Claythorne obudziła się o dziewiątej. Położyła się na plecach i patrzyła w idealnie biały sufit. Chwilę myślała, co będzie dziś robić i czy ma iść na lunch z Paulem. W końcu się otrząsnęła i chcąc czy nie chcąc zwlekła się z łóżka. Założyła szare, wytarte jeansy, czarną bluzkę, włosy związała z niedbały kok i zeszła na dół.
 Na dole zaczepiła ją kelnerka, mówiąc, że Edward wyjechał ze Scotem na dwa dni poza miasto. Roxanne beznamiętnie kiwnęła głową i odwróciła się na pięcie.
 - Proszę pani ! – zatrzymała ją kelnerka. – A może chce pani coś zjeść. Niestety wszystkie bułki poszły rano i …
 - Kawę poproszę – przerwała jej Roxanne i usiadła przy stoliku. – Bez mleka.
 Claythrone wyjęła paczę papierosów i zapalniczkę i już chciała zapalić, kiedy usłyszała głośnie chrząkanie kelnerki, która wskazywała tabliczkę z napisem „Nie palić”. Roxanne zaklęła cicho i koniec końców schowała papierosy do bluzy.
 - Oto pani kawa – mruknęła kelnerka i postawiła na stoliku małą filiżankę.
 - Tak czy nie? – palnęła Roxanne do kelnerki, która już miała zamiar odchodzić.
 - Słucham?
 - Niech pani odpowie. To proste pytanie. – Claythrone odwróciła głowę w stronę kelnerki i spojrzała jej w oczy.
 - Tak – odparła bez wahania i odeszła z uśmiechem na twarzy. Roxanne także się uśmiechnęła. Teraz doskonale wiedziała, że pójdzie na lunch z Paulem, choć pewnie i tak by poszła, nie zważając na odpowiedź kelnerki.

 Tym razem nie padało, a nawet chwilami wychodziło słońce zza chmur. Rzeszów jakby odżył. Zrobiło się kolorowo i weselej. Ludzi na ulicach nie brakowało, a wśród nich pewnym krokiem szła Roxanne. Uśmiechnięta, choć nieco zestresowana, przemierzała zatłoczone uliczki Rzeszowa. Przed wejściem do restauracji wzięła głęboki wdech i rozejrzała się dookoła. Przez lekko zamazaną dojrzała Paula, który co chwila zerkał na zegarek. W końcu Roxanne weszła do środka i delikatnie pomachała Paulowi, który lustrował ją od góry do dołu.  
 - Pięknie pani wygląda – wydukał, podając jej dłoń.
  Chciała mu odpowiedzieć „pan też”, ale w porę się powstrzymała.
   - Po prostu Roxanne. Bez żadnej pani – uścisnęła jego dłoń i uśmiechnęła się krzywo.
   - Okej. Paul – zaśmiał się siatkarz i usiadł na krześle. – Cieszę się, że przyszłaś. Bałem się, że mnie wystawisz.
   Claythorne uśmiechnęła się krzywo.
   - Z początku miałam takie zamiar, a potem coś mnie tknęło i o!, jestem.
   Ich rozmowę przerwał kelner, który chciał zebrać zamówienie. Potem Roxanne rozluźniła się i rozmowa z Lotmanem była dla niej czystą przyjemnością. Na chwilę wyrwała się ze świata Edwarda i przez chwilkę żyła w swoim własnym świcie.
  - Opowiedz coś o sobie, proszę. – Paul przerwał monolog na temat swojej osoby i chciał teraz posłuchać Roxanne.
  - Wolę nie – odparła krótko, jakby to było jej ostatnie słowo.
  - Och, czemu? Tomkowi powiedziałaś wszystko ! A on był zupełnie obcy, jak ja.
  - To zupełnie inna sytuacja. On jest psychologiem.
  - To wyobraź sobie, że ja nim też jestem.
  Roxanne odchyliła głowę do tyłu i zastukała obcasem o podłogę.
  - Nie – odpowiedziała, kręcąc głową. – Przepraszam.
  - W porządku. Widocznie masz jakieś swoje powody, że nie chcesz mi powiedzieć. – Paul uśmiechnął się blado i choć zgrywał dżentelmena, to było mu trochę głupio, lub może przykro. – Skoro nie chcesz mi powiedzieć nic o sobie to ja ci pokażę coś o sobie. – Lotman wręczył jej bilet na jutrzejszy mecz. Miał go dać Tomkowi, albo Asi, ale zrezygnował.
  - O, e, dziękuję – wydukała. – Ale… ja nie wiem czy przyjdę. – Paul spuścił głowę, a w Roxanne coś jakby pękło. – Ale się postaram. Mam bardzo napięty plan, sam rozumiesz – uśmiechnęła się krzywo.
 „ Jaki napięty plan, dziewczyno! Ty masz tylko ładnie wyglądać, a akurat dziś i jutro masz absolutnie wolne. W co ty pogrywasz?”

  Przed halą Roxanne zapaliła jeszcze papierosa. Po przyjeździe do Polski zaczęła palić jeszcze więcej i jeszcze mocniejsze. Zaklęła w duchu. Trudno jej będzie rzucić.
  Gdy weszła do środka poczuła przyjemne ciepło. Zdjęła czarną, wełnianą czapkę i zgniotła ją delikatnie w dłoni. Rozejrzała się dookoła, próbując wypatrzeć wejście na boisko. Poszła za tłumem ludzi i jakoś trafiła na swoje miejsce, które było bardzo blisko boiska. Od razu zauważyła Paula. Zaczęła obserwować każdy jego ruch. Inni byli po prostu tłem. Po krótkim czasie Paul także ją zobaczył i pomachał energicznie w jej stronę. 
  Mecz się zaczął. Roxanne znów patrzyła na Paula; jak przyjmuje, jak atakuje i jak broni. Zaczęła go podziwiać, ale jednocześnie zazdrościła mu wolności. Mógł robić wszystko, co mu się podoba. Nie był od nikogo uzależniony, a wręcz przeciwnie.     
   W przerwach Paul jadł banany i popijał je niebieskim płynem. Potem rozmawiał o czymś z trenerem, a raczej to trener mówił, a on tylko kiwał głową. Wchodząc na boisko posyłał Roxanne krótkie spojrzenia, albo puszczał jej oczko.
   Wygrali.
   - Poczekaj na mnie na zewnątrz, okej!? – rzucił szybko Lotman i zniknął gdzieś w tłumie fanów.
         Roxanne założyła czapkę i wyszła przed halę, czekając na Paula. Zastanawiała się, czego on niej chce. Może chce się z nią pożegnać? Albo podziękować? Nie, to głupie. Spodziewała się wszystkiego, ale raczej nie tego.
          - Zabieram cię na mały spacer po Rzeszowie ! – krzyknął radośnie.
          - Przecież ty Rzeszowa nie znasz ! Jesteś tu dopiero dwa miesiące – zaśmiała się Roxanne.
          - No tak, ale tutaj w okolicy jest taki ładny park. Obiecuję, że się nie zgubimy.
          Paul złapał ją za rękę. Obydwoje poczuli, że trochę się czerwienią, ale żadne nie chciało puścić. Szli tak za rękę aż do parku. Mimo iż pogoda była fatalna, to w ogóle nie chcieli wracać do domów. Rozmawiało im się jeszcze lepiej niż wczoraj. Kilka kropel spadło na twarz Roxanne.
          - Paul… - zaczęła cicho, podnosząc głowę.
          - Słucham?
          - Nie rób tak, bo się w tobie zakocham, a nie chcę wracać do Miami ze złamanym sercem.
          - Roxanne, ty nie chcesz się zakochać, a ja już to zrobiłem – odparł spokojnie, po czym wpił się w jej malinowe usta.
          Rozpadało się na dobre.

         Wpadli do domu Paula jak burza. Jak szaleńcy obdarowywali się pocałunkami i jednocześnie zrzucali z siebie ubrania, które nie będą im potrzebne. Upadli na łóżko prawie nadzy. Paul całował piersi Roxanne, a ta cicho pojękiwała. Potem zdjęła z niego bokserki, mówiąc, że bez nich wygląda dużo lepiej. Delikatnie zagryzła płatek jego ucha i wpiła w usta Lotmana. On złapał ją za pośladki, a chwilę potem wodził dłońmi po całym  jej ciele. W końcu zdjął  z Roxanne bieliznę i wszedł w nią. Claythorne wydała cichy jęk, ale Paul ponownie pocałował jej malinowe usta, a chwilę potem szeptał, że ją kocha.    


_____
Jeszcze 3 część i zaczynamy ze Słonecznikiem. 
A dziś specjalnie dla Giovany, bo wyjeżdża we czwartek. 


niedziela, 12 sierpnia 2012

Roxanne : When the sun goes down


      Tym razem celem podróży Edwarda była Polska, a konkretnie Rzeszów. Tutaj, jak to mówił Edward, jest bardzo ważny producent, który musi być jego. Tak samo jego była Roxanne. Ona była tylko jego własnością, która miała zapewniać kontrakty, umowy. Nie była już tą samą dziewczyną.
      Teraz była Roxanne Claythrone.
      W Rzeszowie wylądowali koło godziny szesnastej. Pogoda była taka sobie, choć dla Roxanne była okropna. Mieszkała w końcu w słonecznym Miami. Wysiadając z czarnej limuzyny otworzyła parasol i szybko się pod niego schowała. Zielone szpilki stukały o purpurową kostkę, jaką był wyłożony chodnik. Obok niej szedł Edward, a otaczała ich grupa facetów w garniturach. Zawsze.
Weszli do jednego z najlepszych hotelów. Dostali pokój taki, jak każdy inny. Z łazienką i balkonem.
       - Idź się odśwież, umaluj. Masz tydzień na przekonanie Scot’a, rozumiesz? – powiedział Edward, który spojrzał się na nią tylko przy wymawianiu ostatniego słowa.
Roxanne beznamiętnie skinęła głową. Zdjęła biały płaszcz, zielone szpilki i udała się do łazienki.  Wzięła krótki prysznic na zwykłe odświeżenie się. Gdy wróciła do pokoju Edwarda już nie było. Na drzwiach wisiała tylko biała sukienka.
        Dochodziła osiemnasta. Roxanne była już gotowa. Cały strój załatwiał jej Edward. Ona miała tylko za zadanie umalować się i ubrać. I to zrobiła.
        Zjechała windą na dół. Tam czekali na nią ochroniarze, a także Edward. Razem pojechali na kolejną akcję charytatywną, gdzie był owy Scot. Deszcz przestał już padać, a na niebie widać było kilka gwiazd.
        Weszli do środka. Panował tam chaos, ale jakby kontrolowany. Kelnerzy biegali, zabawiając gości i serwując im coraz to nowsze drinki. Jakiś mężczyzna zabrał płaszcz Roxanne i powiesił go w szatni. Teraz doskonale widać było jej białą sukienkę, odsłaniającą ramiona i piersi. Złapała Edwarda za ramię i we dwójkę zeszli na dół. Usiedli przy jednym z kilkudziesięciu małych, okrągłych stoików. Niedługo potem dołączył do nich mężczyzna. Był ciut starszy od Ewarda.
- Roxanne, to właśnie Mark Scot – przedstawił go.
- Miło mi – odparł, muskając ustami jej delikatną dłoń.
- Mi też.
      Chwilę potem Roxanne musiała robić ładne miny i słuchać Edwarda i Scot’a rozmawiających o nowym filmie jej męża, ale nie tylko. Co chwila upijała łyk wody, czasem drinka, przyniesionego przez kelnera. Scot posyłał jej pojrzenia. Edward udawał, że nie widzi, jak producent flirtuje z jego żoną. Przecież tak było zawsze.
      Impreza nie nabierała jakiegoś nadzwyczajnego tempa. Każdy robił to, co chciał. Bądź musiał. Akcje charytatywne trwały, choć Edwarda to kompletnie nie interesowało. Pojawiał się często, ale tylko po to, by być bardziej rozpoznawalnym. Nie był reżyserem bardzo wylansowanym, dlatego musiał sobie trochę pomóc. Albo pomóc musiała mu Roxanne.
Wrócili do hotelu późno w nocy. Edward, trochę wstawiony, chwalił żonę.
- Scot był tobą zachwycony ! – powtarzał wciąż, głaszcząc ją po ramieniu.
      Odrzucała jego ruchy i próbowała usnąć. Powieki same się zamykały. Była zmęczona już chyba wszystkim. Ale Edward nie dawał spokoju. Musiała ulec.
      Obudziła się rano całkiem sama. Przez białe zasłony wpadały promienie słoneczne. Przez chwilę poczuła się jak w domu.
      Westchnęła głośno i wstała z łóżka. Zarzuciła na swoje nagie ciało szlafrok. Wzięła długi, odprężający prysznic. Próbowała nie myśleć o tym, że dziś ponownie spotka się ze Scotem. Nie chciała już tak żyć, a kim by była bez Edwarda? Nikim.
      Założyła na siebie jeansy, turkusową bluzkę, adidasy i wyszła z hotelu. Miała dość tej atmosfery. Chciała pozwiedzać miasto. Pierwszy raz była w Polsce. I może ostatni, a Rzeszów wydawał jej się przyjemny.
      Zjadła śniadanie w jednej z pobliskich restauracji. Wypiła kawę bez mleka, zapaliła papierosa. Wydawała się być wolna. Nie chciała wracać, ale musiała. Roxanne doskonale znała zasady tej gry. Doskonale wiedziała do czego Edward jest zdolny. Zwyczajnie nie mogła uciec.
      Zapaliła kolejnego z rzędu. Już nie wiedziała ile wypaliła. Dopiero po kilku minutach, gdy chciała sięgnąć po kolejnego papierosa, zorientowała się, że wypaliła całą paczę.
      Zaklęła.
      Była jednym, wielkim kłębkiem nerwów. Czuła, że sama sobie nie poradzi. Wyszła z restauracji, zostawiając po sobie tylko spory napiwek. Nie wiedziała z początku gdzie iść. Była pewna tylko tego, że sama sobie nie poradzi.
      Już po kilku minutach czekała aż przyjmie ją psycholog. Chodziła do nich regularnie. W Miami miała swojego osobistego, o którym Edward nic nie wiedział. Tutaj musiała iść rozmawiać z zupełnie obcą jej osobą. Ale potrzebowała tego. Inaczej wykończyłaby się psychicznie.
      - Roxanne Claythrone? – usłyszała niski, wyrazisty głos.
       Uniosła wzrok i ujrzała dość wysokiego, w średnim wieku mężczyznę. Był ubrany w jasną koszulę. Cały czas delikatnie się uśmiechał.
      Wstała i weszła do jego gabinetu. Nie pytał o nic. To Roxanne miała mówić, a on słuchać.
       - Tomek Wasilewski. Z doświadczenia wiem, że łatwiej mówić do kogoś na Ty, więc jeśli chcesz, to Marek jestem. – Podał jej dłoń i obdarzył promiennym uśmiechem.
      - No dobrze – zgodziła się niepewnie.
      - Więc, słucham cię, Roxanne – spojrzał na nią spod okularów, które jak sądziły były tylko dla ozdoby, bądź też wydawania się bardziej mądrym.
       Opowiadała. Lekko i swobodnie. Obecność Wasilewskiego sprawiała, że jej dusza przypominała lilię płynącą po tafli spokojnego jeziora. Marek co kilka chwil posylał jej krótkie spojrzenia, po to, by wiedziała, że jej słucha.
       Gdy skończyła mówić odetchnęła z ulgą. Powiedziała wszystko to, co chciała i czuła się o niebo lepiej. Nawet kilka papierosów nie działa tak uspokajająco jak rozmowa. Przynajmniej dla Roxanne.
       - Przecież ty uciekasz od problemów – stwierdził Wasilewski, co doprowadziło Roxanne do zirytowania. To samo słyszała od swojego psychologa. I to samo powtarza, ale wie, że to niemożliwe.        Niemożliwym jest uciec od Edwarda.
Uśmiechnęła się pod nosem i wywróciła oczami.
- Mogę zapalić? – spytała już nawet nie oczekując na reakcję Wasilewskiego. Po prostu wyjęła papierosa i zapaliła.
- Uciekasz nadal – powiedział już twardo i założył nogę na nogę.  
Zaciągnęła się zupełnie ignorując psychologa.
- Chyba mi już lepiej. Możliwe, że niedługo tu jeszcze wpadnę – puściła mu oko i wyjęła portfel. – Ile płacę?

Gdzieś w okolicy kręcił się mężczyzna. Silnie zbudowany, wysoki. Właśnie wracał z porannego treningu w dobrym nastroju. Z resztą jak zwykle. W Rzeszowie czuł się dobrze i chciał tu zostać. Nie miał nic do stracenia. Był wolnym człowiekiem. Bez większych problemów, oprócz tych z przyjęciem zagrywski. Grozer na treningach doprowadzał go do białej gorączki.
Skręcił w ulicę Hetmańską. Szedł pewnym, szybkim krokiem. Wszedł do jednego z budynków. Przywitała go jak zwykle Asia. Spytał o Wasilewskiego.
- Za chwilę kończy. Chyba. Poczekaj chwilę. Jakaś dziewczyna tam jest.
Kiwnął głową i usiał na plastikowym krześle. Lekko się niecierpliwił. Stukał opuszkami palców o umięśnione uda. Rozglądał się dookoła, sprawdzał godzinę. Wszystko to dla zabicia czasu.
W końcu Wasilewski wyszedł, a raczej najpierw otworzył drzwi pięknej brunetce. Podziękowała mu za rozmowę i musnęła delikatnie jego policzek. Na pożegnanie.
- Paul! – krzyknął Tomek, gdy brunetka już odeszła do Asi, by zapłacić.
Siatkarz szybko odwrócił głowę w stronę Wasilewskiego. Kątem oka ciągle zerkał na kobietę. Chciał ukraść jej choć jedno spojrzenie.
- Tomek, przyszedłem po klucze od bloku. Rano ci je pożyczałem, pamiętasz?
Wasilewski zmarszczył brwi.
- Tak? – dopytał. – Ah, tak ! Poczekaj chwilkę.
Mężczyzna zniknął za drzwiami swojego gabinetu, a Paul odwrócił się w stronę Asi bądź raczej tajemniczej brunetki. Nie było jej. Paul zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.
- Proszę klucze. – Tomek uśmiechnął się do niego szeroko. – Chcesz może kawy?
- Nie, dzięki. Idę do domu trochę odpocząć. Po południu mam trening.
Paul uścisnął dłoń Wasilewskiego i odwrócił się na pięcie. Wtedy zobaczył torebkę.
- Aśka, twoja? – spytał, kładąc ręce na stoliku.
- Cholera, pewnie ta dziewczyna zapomniała. Może jeszcze ją dogonisz, co?
Lotman nie zastanawiał się dłużej i wybiegł z budynku jak poparzony. Rozejrzał się dookoła, ale nie widział nigdzie brunetki. Spuścił głowę i spojrzał na torebkę. Razem z nią wrócił do domu.
Rzucił torbę treningową w kąt i zaczął przeglądać dokumenty. Wiedział, że to może niezbyt kulturalne, ale to jedyny sposób znalezienia brunetki.
 - No proszę. Roxanne Claythrone, lat dwadzieścia pięć, zamieszkała w Miami. O, cholera – powiedział sam do siebie. – Jak cię znajdę? – Paul zmarszczył brwi i szybko wyjął komórkę. Wybrał numer do Tomka, mając nadzieję, że choć on wie, gdzie jest Roxanne.
Dowiedział się jedynie tyle, że dziewczyna przyjechała tu w sprawach zawodowych i zatrzymała się w jednym z rzeszowskich hoteli. I wyruszył na jej poszukiwania, licząc chyba jednak na cud.
Rzeszowa nie znał za dobrze. Znał tylko najbliższą okolicę, czyli halę i sklep spożywczy, do którego chodził tylko i wyłącznie po cukry proste. A więc dziś zapuścił się trochę głębiej, więc na wszelki wypadek wziął ze sobą mapę. Natrafił na hotel niedaleko miejsca, gdzie pracuje Tomek i wszedł. Spytał recepcjonistek, czy jest tutaj Roxanne Claythrone, ale żadna nie chciała mu powiedzieć. W końcu pokazał im torebkę, która była jej własnością i wtedy kazały mu iść do pokoju 52. Podziękował grzecznie i pobiegł w kierunki windy. Szukał pokoju i po chwili go znalazł. Wziął głęboki oddech i zapukał energicznie. Otworzyła mu ta sama brunetka, którą widział u Tomka. Była nieco zdenerwowana, a gdy zobaczyła Paula zdenerwowanie zamieniło się w zdezorientowanie.
- Tak? – powiedziała.
- Paul Lotman. Miło mi. – Podał jej rękę. Niechętnie ją uścisnęła. – Znalazłem pani torebkę. 


sobota, 11 sierpnia 2012

Roxanne : Wstęp


        

        Marzyła.
Marzyła o wielkiej, aktorskiej karierze już od dzieciństwa. Miała dogodne do tego warunki fizyczne, jak i finansowe. Uczestniczyła w różnego rodzaju przedstawieniach, występach, nawet tanich serialach. Wszyscy ją chwalili. Dostała się na studia i tam zaczęła się jej przygoda. Miała dziewiętnaście lat.
Była.
Była jedną z najbardziej uzdolnionych studentek.Karierę miała zapewnioną. Bili się o nią najwięksi reżyserzy. Miała grać w najlepszych filmach. Ale coś poszło nie tak. Odmawiała reżyserom, chciała najpierw skończyć studia. I to chyba był błąd.
Poznała.
Poznała Edwarda. Wybrali się na niewinną kawę. Z pozoru niewinną.Paradoksalnie, uważała go za kolejnego natręta, ale Edward zamiast rozmawiać znią o filmie, rozmawiał o jej planach. Wybrali się na spacer. Potem do kina, ażw końcu wspólne spędzanie czasu było dla niej przyjemnością. Edward zdradzał jej tajniki aktorskiego świata, a ona słuchała uważne. Uczyła się i spotykała z reżyserem. Aż w końcu spytał, czy zagrałaby w jego filmie.
Zgodziła się.
Zgodziła się, uważając że to jednak dobre wyjście.Uważała, że Edward nie będzie miał jej za złe, jeśli coś źle robi. Był w końcu kimś w rodzaju przyjaciela.
Zbliżyła się.
Zbliżyła się do Edwarda na tyle mocno, że już nie potrafiła bez niego żyć. Pomimo sporej różnicy wieku zakochała się w nim. I wcale nie chodziło o jego pieniądze, sławę, czy cokolwiek innego. On był dla niej jedyny.
Zakochali się.
Zakochali się i po dość krótkim czasie wzięli ślub.Był piękny. Była teraz o niej mowa. Gazety pisały, zdradzały sekrety jej prywatnego życia. Już nie była niesamowitą studentką - słodką, niewinną i utalentowaną.Teraz była żoną wielkiego reżysera i znaną aktorką. I podobał jej się ten świat; świat strasznie podły i okrutny.
Miała być.
Miała być świetną aktorką. I była. Przez chwilę. Jej marzenia się spełniły, a potem świat legł w gruzach. Poza pracą miała być cudowną żoną, jeździć z Edwardem w podróże. I jeździła, ale w zupełnie innym charakterze.
Jest.
Jest dziwką. Ale dziwką inną. Można by rzec – elegancką. Nadal jest piękna, jak kiedyś. Ale nie jest już zakochana wEdwardzie. Ona jest od niego uzależniona.
A ma na imię Roxanne.

Roxanne : Bohaterowie


 

Roxanne, 25

" Znam te zasady gry, więc nie zrobię jej krzywdy"

 

Paul, 26

"Nie chodzi mi o to, czy się ze mną prześpisz, 
może też nie możesz zasnąć, proszę cię, uśmiechnij się"


Oraz : 

Edward
Mark
Tomek 
i inni, będący tłem.